wtorek, 3 grudnia 2013

Epilog.

Ta chwile nieubłaganie nadeszła. To już ostatni rozdział na tym blogu. Nie wiem jak wam, ale mi jest smutno, że już kończę przygody Cat i Cesca. Niestety tak musi być. Dziękuje bardzo wszystkim wiernym czytelniczkom, dzięki którym miałam silę i chęci na pisanie kolejnych notek. Wasze komentarze dodawały mi otuchy i sprawiały, że na mojej twarzy pojawiał się uśmiech. Mam nadzieje, że nadal będzie zaglądać na moje pozostałe blogi, czyli ten o Anie oraz o Kate i Vivien. Dziękuje za wszystko i zapraszam na zakończenie. Napisane wedle waszego życzenia. Kocham was ! <3

***


Catherina:

Minęło pół roku odkąd Emily i Jace wyjechali do Brazylii. Tęsknie za moim malutkim braciszkiem. Z tego, co wiem to czuje się dobrze i jest szczęśliwy. Dla mnie to najważniejsze. Z ciocią utrzymuje kontakty tylko ze względu na małego. Nie wybaczyłam jej i nie odzyskałam utraconego zaufania do niej. Ojciec i Charles zostali skazani na 25 lat więzienia. Z rozmyślań wyrwał mnie głos Cesca.
- Kochanie, mam nadzieje, że będziesz dzisiaj na meczu. – objął mnie w talii i musnął mój kark.
- A jakże. Nie mogłabym tego przegapić. – uśmiechnęłam się i odwracając się do chłopaka przodem czule go pocałowałam. – Jedź lepiej na trening.
- Jeszcze chwilę mogą na mnie poczekać.- wpił się w moje usta, a ja wplotłam mu palce we włosy i zatraciłam się w jego dotyku i zapachu.

***

W końcu, po dłuższym czasie, udało mi się wygonić mojego narzeczonego na stadion. Narzeczony, jak ładnie to brzmi. Wtedy, kiedy mi się oświadczył czułam się jak największa szczęściara na świecie. Teraz jest jeszcze lepiej. Mieszkamy razem, planujemy ślub, kariera Cesca się rozwija. Moja praca też przerasta moje wszelkie oczekiwania. Dostałam propozycję bycia prywatnym fotografem FC Barcelony i Reprezentacji Hiszpanii. Będę mogła wyjeżdżać z moim ukochanym na mecze. Gdy się dowiedział bardzo sie ucieszył, że nie będzie musiał mnie tu zostawiać. Teraz muszę zacząć się szykować na mecz, który odbędzie się już niebawem. Barca zmierzy się z Realem Betis. Liczę na to, że będzie to kolejna wygrana i trzy punkty w tabeli. Chłopaki grają świetnie i zasługują na to.
Wykąpałam się, wysuszyłam włosy i pozostawiłam je rozpuszczone. Założyłam cudną bluzkę, którą ostatnio kupiłam razem z Blancą, do tego dżinsy i szpilki. Musiałam wyjść wcześniej, żeby podjechać po przyjaciółkę, która razem ze mną wybierała się na Benito Villamarin. Ostatnio trochę się u niej zmieniło. Zerwała z Fernando. Jest na etapie nienawidzenia go i chęci mordu. Myślałam, że są w stanie przetrwać wszystko, ale jednak Nando wolał karierę niż moją przyjaciółkę. Już mu powiedziałam, co na ten temat myślę.

***

Siedziałyśmy na trybunach i czekałyśmy na wyjście obu drużyn. Kibice gospodarza głośno śpiewali i wspierali swoją drużynę. Trzeba też powiedzieć, że parę rzeczy zmieniło się w składzie Blaugrany. David odszedł do Athletico Madryt, a dołączył Neymar. Brakowało mi Guaje i nie tylko mnie. Tak zdecydował i każdy musiał do uszanować.
- Zaczyna się. – powiedziała podekscytowana Blan szturchając mnie w ramię. Miała założoną koszulkę Daniego, z czego była bardzo zadowolona. W końcu uwielbia naszego szalonego Alvesa. Spojrzałam w stronę murawy na wchodzących właśnie piłkarzy. Wśród nich dostrzegłam mojego ukochanego. Uśmiechnęłam się. No i rozpoczęli. W składzie Barcy byli: Victor, Martin, Carles, Marc, Dani, Song, Cesc, Xavi, Leo, Neymar i Pedro. Niestety zabrakło Gerarda, który potrzebował odpoczynku. Mecz przebiegał spokojnie, aż do 36 minuty, w której do Neymar przy asyście Cesca wbił pierwszego gola. Wszyscy kibicie włącznie z nami wstali i zaczęli krzyczeć i się przytulać. Nie zdążyliśmy ochłonąć a minutę później było już 2:0 dzięki Pedro. Skończyła się pierwsza połowa, a ja postanowiłam życzyć chłopakom powodzenia przed drugą częścią spotkania. Weszłam do szatni zaraz po tym jak opuścił ją Martino i wpadła w objęcia czarnowłosego. Chłopak wyprowadził mnie na zewnątrz i przyparł do ściany całując namiętnie.
- Świetna pierwsza połowa. – udało mi się powiedzieć pomiędzy pocałunkami.
- Świetnie to dopiero będzie. Teraz wbije gola, zobaczysz.
- Nigdy w to nie wątpiłam. – gdy chciał już wracać do kolegów złapałam go za dłoń. Nie umiałam się powstrzymać, musiałam mu to powiedzieć. – Musze ci o czymś powiedzieć.
- Co się stało? – od razu stał się czujny.
- Nic się nie stało. Chciałam ci powiedzieć, że.. – wpatrywał się we mnie wyczekująco obejmując mnie w talii. – Zostaniesz tatą. – na początku nie dotarło do niego to, co powiedziałam. Wyraz jego twarzy zmienił się dopiero po chwili. Ucieszył się. Kamień spadł mi z serca. Wziął mnie w objęcia i zaczął kręcić nas w kółko krzycząc ze szczęścia.
- Będę ojcem!
- Kochanie, możesz mnie już postawić? – zapytałam ze śmiechem, a ten w końcu postawił mnie na ziemi.
- A ty Fabsiu, z czego się tak cieszysz? – podszedł do nas Victor i przytulił mnie na przywitanie. Nie dowiedział się jednak, bo rozbrzmiał sygnał oznaczający rozpoczęcie gry.
- Do boju! – krzyknęłam, a wszyscy odpowiedzieli to samo i zniknęli na boisku. Wróciłam na swoje miejsce i obserwowałam zmagania obu drużyn. Mimo przewagi Barcelony, Real nie dawał za wygraną i dzielnie walczył. Minęło niecałe 20 minut, a wynik był ten sam. W jednej chwili piłkę przejął Montoya, który podał ją Cescowi, który pięknie wpakował ją do bramki. Fabs pokazał jakiś znak palcami do kamery, a potem go pocałował i wrócili do gry.
- On pokazał C jak Catherina! – powiedziała podekscytowana Blanca wskazując na telebim. Faktycznie, to było C. Ucieszyłam się i uśmiechnęłam. Mój kochany. Po 15 minutach, dzięki Daniemu, mój narzeczony zaliczył drugiego gola dając drużynie wynik 4:0. I znowu dedykacja dla mnie. A jaka energia go rozpiera. Czy to przez moją informację? Zaśmiałam się i krzyczałam razem z rudowłosą. W 90 minucie, dzięki karnemu, Betisowi udało się zdobyć gola honorowego i mecz się skończył. Wszyscy kibicie Katalończyków szaleli. Pociągnęłam dziewczynę za rękę i udałyśmy się do szatni zwycięzców. Miałam dla niej niespodziankę. Zastałyśmy pół nagich piłkarzy śpiewających i cieszących się jak małe dzieci. Oni tak mają po każdej wygranej. Lali się szampanem, a ja zastanawiałam się, po co im on skoro to mecz ligowy. Gdy Vic, Gerard, Carles i reszta mnie dostrzegli, podeszli do mnie i wzięli na ręce.
- Będzie mały Fabsio! Będzie mały Fabs! – krzyczeli podrzucając mnie delikatnie do góry. Zaczęłam się śmiać, a oni puścili mnie wprost w objęcia Cesca. – Gorzko, gorzko! – czule się pocałowaliśmy, a potem postawił mnie na ziemię.
- Trzeba to uczcić! – krzyknął Valdes. – Impreza w moim pokoju hotelowym! – wszyscy zgodnie krzyknęli. Wariaci.
- Zobaczymy się pod stadionem. – powiedziałam do czarnowłosego i czule go pocałowałam, po czym wyszłam wraz z przyjaciółką.
- Dlaczego nie zostałyśmy w środku? Poza tym, cieszę się, że dobrze przyjęli wiadomość o ciąży. – uśmiechnęła się.
- Bo dla ciebie mam inne atrakcje. – zrobiłam tajemniczą minę i odwróciłam ją w stronę wejścia na murawę. Na środku przejścia stał Torres z wielkim bukietem róż. Podszedł do nas, a ja mrugnęłam do niego i odeszłam kawałek, żeby dać im odrobinę prywatności. Najpierw ruda okładała go pięściami po torsie i krzyczała na niego. Potem pozwoliła mu coś powiedzieć, a po dłuższej chwili rzuciła się mu na szyję i czule się pocałowali. Moja misja zakończona.

***

Stałam przed stadionem i czekałam na ukochanego. Szczęście mnie rozpierało. Poczułam jego ręce na mojej talii i odwróciłam się obejmując go za szyję.
- Dziękuje za dedykacje kochanie. Genialny mecz i świetne gole. – pocałowałam go i oparłam czoło o jego czoło.
- Wszystko dla Ciebie i maleństwa. Nawet nie wiesz jak rozpiera mnie szczęście. Mam Ciebie, drużynę, a za parę miesięcy i dziecko. Jestem najszczęśliwszym facetem na świecie. Kocham Cie. - wpatrywał się w moje oczy, a ja już wiedziałam, że to jest mężczyzna, z którym spędzę resztę życia.
- Ja też cię kocham. – odpowiedziałam, a nasze usta się połączyły. Zatraciłam się w tej chwili, w tym momencie, w nim.