czwartek, 21 listopada 2013

Rozdział 15: " - To kiedy możemy się spodziewać małych Fabsiątek?"

Wiem, rozdział powinien być tydzień temu. Niestety nie miałam weny i czasu bo kolokwium, praca na wprowadzenie i takie tam. Teraz siedzę chora, nie mogę spać i mam wenę, więc to napisałam. To już przedostatni rozdział, a następny będzie epilogiem. Szczerze to będzie mi brakować tej historii. No, a teraz zapraszam do czytania i komentowania!

***


Cesc:

Siedziałem przy łóżku Cat, od kiedy przywieźli ją z sali operacyjnej. Wyglądała tak krucho i bezbronnie podłączona do tych wszystkich urządzeń. Według lekarzy najbliższa doba zadecyduje o tym czy ona.. Nawet w myślach nie umiem tego wypowiedzieć. Po prostu musi przeżyć. Nie wyobrażam sobie życia bez niej. Trzymałem jej zimną, bladą dłoń w swoich. Łzy ciekły mi po policzkach, ale nie dbałem o to czy ktoś je zobaczy czy nie. Niedawno zjawili się Blanca i Fernando. Wyglądali na skłóconych, mimo to oboje przyszli tu dla niej. Dla mojej kochanej Cathy. Emily też jest po operacji. Victor i David siedząc z małym przy niej. Kiedy się dowiedzieli, co się stało przyjechali od razu. Czuli się winni, że Jace nie został z nimi dłużej tylko oddali go jego cioci. Nie wiem, kiedy koło mnie pojawił się Gerard i położył mi dłoń na ramieniu.
- Hej, jak się trzymasz?
- Ona musi przeżyć.. Jest silna, da radę. Dlaczego ja tam z nią nie poszedłem.. – obwiniałem się. Dlaczego posłuchałem tego dupka i zostałem?
- Cesc, to nie twoja wina. A Catherina przeżyje, bo to silna babka. – uśmiechnął się lekko. – Jedź do domu odpocząć, ja przy niej posiedzę. - pokręciłem tylko głową. Nie mogę jej zostawić. W każdej chwili może się obudzić. – Jeśli tylko coś się zmieni to zadzwonię. – ja jednak byłem uparty. Zostaje i kropka. Przyjaciel pokręcił głową zrezygnowany i usiadł obok.

***

Catherina:

Przed sobą widziałam tylko pustkę. Czułam się jakbym ciągle spadała w ciemną otchłań. Bałam się i chciałam, żeby Cesc tu był. Tu, czyli gdzie? Czy ja umarłam? Chyba nie, bo słyszę głosy. Cesc? Gerard? Chciałam im powiedzieć, że wszytko jest ok, ale nie mogłam. Tak jakbym straciła głos. Zaczęłam się dusić i czułam jakby coś zatykało mi przełyk. Otworzyłam oczy, ale to był zły pomysł, bo od raz zaszły mi łzami.
- Wezwijcie lekarza! – to naprawdę on, mój ukochany. – Skarbie, spokojnie. Masz rurkę w gardle, ale zaraz ci ją wyjmą. – rurkę? Dopiero teraz przypomniałam sobie ostatnie wydarzenia. Ojciec, postrzał, Julio. Mój oddech przyspieszył i zaczęłam się dusić.
- Proszę się uspokoić. Tylko wtedy będę mógł wyjąć rurkę. – to pewnie lekarz. Starałam się złapać oddech i ponownie podniosłam powieki. Nade mną stał jasnowłosy mężczyzna, na około trzydziestoletni. – O wiele lepiej, a teraz proszę głęboki wdech. – wykonałam polecenie. – A teraz wydech. – wypuściłam powietrze i zaczęłam kaszleć, kiedy wreszcie pozbyłam się tego czegoś z mojej krtani. – Już po wszystkim. – zbadał mnie, sprawdził opatrunek i wyszedł. Czarnowłosy siedział i trzymał mnie za dłoń uśmiechając się.
- Tak się bałem.. Nigdy już cie nie zostawię. – otarłam kciukiem łzę spływającą po jego policzku. Bardzo się przejął. Musiało być ze mną źle. Pique wyszedł uśmiechając się do mnie.
- Nie obwiniaj się. Szybko zareagowałeś. – wychrypiałam. – Co z Emily? Jace się znalazł?
- Twoja ciocia jest po operacji, w sali obok, a mały siedzi przy niej. Nic mu nie jest. Facet, który chciał go porwać i jeden z jego ludzi siedzą w więzieniu czekając na proces. Już nie musisz się bać.
- Ten facet to mój ojciec… - zobaczyłam na jego twarzy wyraz szczerego zdziwienia. – To wszystko, co tam powiedział.. Zastanawiam się czy to prawda. Musze z nią porozmawiać. – podniosłam się, ale piłkarz mnie przytrzymał.
- Musisz leżeć. Jesteś po ciężkiej operacji. Przykro mi z powodu ojca. Nie miałem pojęcia. – ścisnął moją dłoń.
- Ja też nie. Muszę tam iść, proszę. – ten tylko westchnął wiedząc, że ze mną nie wygra.
- Ściągnę ją tutaj, okej? Ale ty się nie ruszasz z łóżka. – pogroził mi palcem i całując mnie w czoło, wyszedł. Gdy tylko zniknął, rozpłakałam się. Emocje wzięły górę. Jak mogła mnie tak oszukać? Moja ciocia, rodzina. Słysząc kroki, wytarłam policzki. Do pokoju wszedł mój kochany pchając wózek z Emily, a za nim szedł Jace z Victorem i Davidem.
- Ja mogłaś mnie tak oszukać? – zaczęłam bez ogródek. Byłam wściekła i rozżalona. – Wmawiać mi, że ojciec nie żyje. – do oczy podeszły mi łzy. – Gdyby nie ty to może to wszystko by się nie wydarzyło! Jace nie miałby traumy, a ja cholernej kulki w żebrach! - nie wytrzymałam i zaczęłam krzyczeć. Zignorowałam ból w żebrach. Mały schował się za chłopakami. – Sądzę, że powinnaś wyjechać.
- Catherina, daj mi wytłumaczyć. On był niezrównoważony psychicznie, mógł zrobić wam krzywdę. Musiałam coś zrobić. Nie pomyślałam, że tak może się to skończyć. – spuściła głowę. – Wyjazd jest dobrym pomysłem. Wyjedziemy wszyscy razem i zapomnimy o tym. Zaczniemy od nowa.
- Ty myślisz, że da się o czymś takim zapomnieć? Owszem, wy jedziecie. Ja nie. – spojrzała na mnie zaskoczona, a Jace podbiegł do mnie i przytulił się do mnie zapłakany.
- Ja nigdzie bez ciebie nie jadę siostrzyczko. – pojedyncza łza pociekła po moim policzku.
- Tak będzie lepiej braciszku. Ciocia się tobą zaopiekuje. Przecież będę cie odwiedzać i chłopaki też. – pogłaskałam go po główce.
- Dlaczego ty też nie możesz tam z nami być?
- Bo nie potrafię mieszkać z Emily, wiesz. Ale tobie będzie tam dobrze. – uśmiechnęłam się i pocałowałam go w czoło. Malec odsunął się, a potem podszedł do Fabregasa i pociągnął go za koszulkę, żeby ten się pochylił. Gdy ten wykonał prośbę, chłopczyk powiedział mu coś na ucho, a potem to samo powtórzył pozostałym dwóm zawodnikom i stanął koło wózka cioci.
- Będę się opiekował ciocią, obiecuje. – uśmiechnął się i otarł mokre policzki, a potem odwrócił wózek i pchając go wyszedł na korytarz. Za nim zniknęli piłkarze, pewnie, żeby mu pomóc.


- Tylko Emily jest powodem, dla którego chcesz tu zostać? – zapytał Cesc siadając na brzegu łóżka. Wyglądał na przygnębionego.
- Nie. Najważniejszym powodem jesteś ty. Nie mogłabym cie zostawić. Za bardzo cie kocham, głuptasie. – ten rozpromienił się i obejmując moje policzki dłońmi, czule mnie pocałował. Oddałam pocałunek obejmując go za szyję. Ten przyciągnął mnie do siebie pogłębiając pocałunek. Liczyliśmy się tylko my i nasza miłość. Uczucie, które było w stanie przezwyciężyć wszystko. Jak mogłabym go zostawić i wyjechać? W życiu. Zatraciłam się w jego cudownych ustach zapominając na chwilę o wszystkim, co bolesne i złe.
- Jesteś dla mnie wszystkim.. – wyszeptał i sięgnął do kieszeni spodni. – Wiem, że to powinno wyglądać inaczej, ale nie mogłem dłużej czekać. – wyjął czerwone pudełeczko i je otworzył. – Catherino Jurado Fierro, czy zostaniesz moją żoną? – zatkało mnie. Nie spodziewałam się tego.
- Tak. – powiedziałam po chwili i rozpłakałam się wtulając w jego silne ramiona. – Na zawsze tylko ty i ja. – chłopak wsunął na mój palec śliczny pierścionek i złożył na moich ustach delikatny pocałunek. Nagle do pokoju wtargnęli chyba wszyscy piłkarze Barcy i zaczęli bić brawo oraz gratulować. Wariaci. Pique podał Fabsowi wielki bukiet czerwonych róż, a te wręczył je mnie.
- Zdrowie przyszłych państwa Fabregas! – krzyknął Valdes i zaczęli rozlewać szampana, którego nawet nie wiem, kiedy przynieśli. Zaczęłam się śmiać i wtuliłam się w narzeczonego. I jak mogłabym stąd wyjechać? Nigdy w życiu. To jest mój dom i moja rodzina.
- To kiedy możemy się spodziewać małych Fabsiątek? – zapytał ze śmiechem Villa, a ja pokręciłam głową ze śmiechem.
- A ten tylko o jednym. – powiedział Cesc i rzucił w kumpla poduszką. – W swoim czasie. – pocałował mnie w czubek głowy, a ja wdychałam jego perfumy czując się szczęśliwa i bezpieczna. Nareszcie.

***

A no i przeżywam jak głupie i ryczę, bo mój biedny mąż kontuzjowany i przez 6 tygodni nie zagra ;c Zdrowiej mi szybko i wracaj! Animo Victor <3




środa, 6 listopada 2013

Rozdział 14: "Bo chce, żeby została moją żoną i matką moich dzieci. Moim światłem, nadzieją."

Tak, tak. Coraz bliżej końca. Tu aż się rozpisałam, ale nie chciałam tej akcji rozkładać na dwie notki. Ile jeszcze zostało? Dwie, może trzy notki. A może tylko jedna? Szczerze to nie mam pojęcia. W każdym razie mam nadzieje, że wam się spodoba. Nie wiem czemu, ale ostatnio pisze notke jak czuje się koszmarnie. Tamten rozdział pisałam przy gorączce, a teraz umieram i też napisałam. Ale dobra, bo przynudzam. Z dedykacją dla dodającej mi otuchy, poprawiającej humor i kochanej MissButtonF1 <3 Trzymaj się kochanie ;*
***


Catherina:

Impreza trwała w najlepsze. Piliśmy, tańczyliśmy. Tego trzeba mi było. Siedziałam właśnie na kolanach Cesca, który żywo opowiadał jakąś śmieszną historię z ostatniego zgrupowania reprezentacji. Dopiero po pewnym czasie poczułam, że mój telefon wibruje. Na wyświetlaczu zobaczyłam numer Emily. Co się stało, że dzwoniła tak późno? W końcu dochodziła północ. W sumie, wypiłam najmniej z tu zebranych. Prawie nic. Cały czas miałam wrażenie, że coś się wydarzy. Weszłam do kuchni i opierając się plecami o blat odebrałam.
- Cześć ciociu. Stało się coś?
- Witaj Cathy. – usłyszałam głos Julio i po całym moim ciele przeszły ciarki niepokoju. Dlaczego dzwoni z telefonu Emily? – Dobrze się bawisz? Bo słyszę, że u ciebie jest bardzo wesoło.
- Co jej zrobiłeś dupku? – ciśnienie mi się podniosło, a cały alkohol wyparował ze mnie w ciągu paru sekund.
- Jeszcze nic. Twoja rodzinka mnie nie interesuje. Interesuje mojego szefa. Mnie interesujesz tylko ty. Jeśli chcesz jeszcze zobaczyć swojego małe braciszka to przyjedź tu do nas. Adres dostaniesz smsem. I bez żadnych sztuczek, bo to się źle dla nich skończy. Czekam z utęsknieniem, kotku. – to mówiąc zaśmiał się i rozłączył. Nie umiałam złapać powietrza. Czułam jak podłoga usuwa mi się z pod nóg. Wiedziałam, że nie przyjechał do Barcelony bez powodu. Pieprzony dupek!
- Kochanie, co się dzieje? – w kuchni pojawił się czarnowłosy i przytrzymał mnie bym nie upadła. – Zbladłaś. Coś ci zaszkodziło? – widać troska o mnie zminimalizowała skutki upicia alkoholowego.
- Julio porwał Emily i Jace’a. – w oczach miałam łzy. Bałam się jak diabli. Jeśli coś im się stanie to sobie tego nie wybaczę. – Musze tam jechać. – to mówiąc minęłam go i biorąc kluczyki z szafki w przedpokoju ruszyłam do wyjścia. Na szczęście przebrałam się, kiedy wróciliśmy i teraz byłam wygodnie ubrana. Boże, jak mogę myśleć teraz o ubraniach.
- Cat, zaczekaj! Nie możesz jechać tam sama! – złapał mnie za rękę. - Jadę z tobą i bez żadnego ale. – spojrzałam na niego i rozpłakałam się na dobre. Wtuliłam się w niego i nie potrafiłam przestać łkać.
- A jeśli.. jeśli już coś im zrobił? Nie chce ich stracić, nie mogę..
- Cichutko, nie pozwolimy na to. Chodź, jedziemy. – pogłaskał mnie po głowie i pocałował w czoło, po czym wyprowadził mnie przez frontowe drzwi. – Ale ty musisz prowadzić, bo ja nie jestem w stanie. Dasz radę? – kiwnęłam głową i otarłam łzy wierzchem dłoni. Modliłam się o to, żeby oni jeszcze żyli.

***

Weszliśmy do jednego z opuszczonych magazynów. Poczułam przeszywający mnie strach i chłód. Cesc chwycił mnie za dłoń i lekko ją ścisnął, żeby dodać mi otuchy. Byłam wdzięczna, że pojechał ze mną. Nikogo tu nie było. Ciszę przerywał jedynie szum wiatru.
- Może pomyliliśmy budynek? – zapytałam głośno. Mój głos rozniósł się po całym pomieszczeniu.
- Mylisz się. Bardzo dobrze trafiliście, Catherino. Nawet nie wiesz jak dobrze.. – ten głos nie należał do mojego chłopaka. Odwróciłam się i zobaczyłam Julio wyłaniającego się z cienia. Na jego twarzy widniał szeroki, złośliwy uśmieszek. – Zawiodłaś mnie. Myślałem, że będziemy mogli pobyć tylko we dwoje. – Cesc cały się spiął i mocniej ścisnął moją rękę. Wiedziałam, że bardzo się powstrzymuje, żeby nie rzucić się na mojego eks.
- Gdzie oni są? – miałam dość dźwięku jego głosu. Chciałam tylko odzyskać rodzinę i więcej nie oglądać jego twarzy.
- Myślisz, że tak od razu dowiesz? Nie ma nic za darmo. Podejdź, ale zostaw tam tego gogusia. – spojrzałam na Fabregasa, a ten zacisnął zęby i ani myślał mnie puścić.
- Czego chcesz? – warknęłam. – Pieniędzy? Seksu? Czego?
- Ciebie. Z resztą tak samo jak mój szef. Oboje chcemy ciebie.
- Skąd mam mieć pewność, że oni naprawdę tu są? – zapytałam spoglądając z odrazą na kogoś, kogo kiedyś kochałam. Co ja w nim widziałam? W tym momencie usłyszałam krzyk Jace’a.
- Siostrzyczko, ratuj! – żołądek podszedł mi do gardła.
- Nadal nie wierzysz? – drażniła mnie jego arogancja. – Dostaniesz ich tylko, jeśli pójdziesz ze mną. Sama. – przełknęłam ślinę. Jakie miałam inne wyjście? Wyplątałam rękę z uścisku ukochanego.
- Cat, nie rób tego. To może być pułapka. – czarnowłosy złapał mnie za ramiona i spojrzał w oczy. Widziałam jak się martwi i wścieka równocześnie.
- Muszę Cesc. Nie mam innego wyjścia. – pocałowałam go i wyszeptałam do ucha tak, aby Julio nic nie słyszał. – Wezwij pomoc. – odsunęłam się od niego i podeszłam do bruneta.
- Aż mdło się zrobiło. Idziemy. – to mówiąc złapał mnie mocno za przegub i zaczął ciągnąć w głąb magazynu.
- Spróbuj ją tknąć, a mnie popamiętasz! – krzyknął za nami piłkarz, a mi zrobiło się ciepło na sercu.


Zaciągnął mnie do drugiego opuszczonego pomieszczenia, potem schodami na górę i ścieżką krętych korytarzy. W końcu zobaczyłam błysk światła i znalazłam się w okazałej sali. Możliwe, że kiedyś odbywały się tu jakieś zawody sportowe. Poznałam to po liniach na podłodze i śladach po koszach do koszykówki na ścianach. Na środku, przywiązani do słupa, siedzieli Emily i Jace. Ciocia była pobita, a malec zapłakany i wystraszony. Niedaleko nich, w cieniu, siedziała jeszcze jedna postać,. Pewnie szef całej tej operacji.
- No witamy. Nareszcie raczyłaś się zjawić. Już zastanawiałem się, kogo mam najpierw skrzywdzić, żebyś przyjechała. – znałam ten głos. Wiedziałam, że już go słyszała, ale nie umiałam dopasować jego właściciela. Mężczyzna wstał i wstąpił w krąg światła. Zatkało mnie. Stałam sparaliżowana i wpatrywałam się w niego z otwartymi ustami. To nie może być prawda. Przecież on, on nie żyje. Zginął w katastrofie samolotu.
- Co się stało? Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha, a to przecież tylko ja, twój tata. – podeszłam bliżej i poczułam coś zimnego na szyi. Do nosa doszedł zapach perfum mojego eks, kiedy ten złapał mnie od tyłu w stalowy uścisk i przycisnął nóż do mojego gardła. – No, teraz cała rodzinka w komplecie.
- Dlaczego? – tylko tyle udało mi się wykrztusić. – Zostawiłeś nas udając, że nie żyjesz, a teraz nas więzisz. Po co? Jaki w tym sens?
- Ty naprawdę nic nie rozumiesz, dziecko? Myślisz, że chciałem was zostawić? To ona mi was odebrała. – wskazał palcem na Emily. – Jak mogłaś uwierzyć w tą katastrofę? Myślałem, że jesteś mądrzejsza. Na pewno razem zaplanowałyście jak odebrać mi syna. – podszedł do mojego brata. W ręce miał pistolet. Odwiązał więzy malca i podniósł go do pozycji stojącej. – No chodź do mnie, jestem twoim ojcem. – Jace próbował mu się wyrwać, ale ten złapał go mocniej za ramię. – Zrobiły ci pranie mózgu, żebyś nie wiedział, kim jestem.
- Zostaw go! Miał dwa lata, kiedy odszedłeś, jak mógłby cie zapamiętać? – krzyknęłam i zaraz tego pożałowałam, bo poczułam jak ostrze drasnęło moją skórę.
- Nie rzucaj się tak maleńka. – szepnął mi na ucho Julio, a mi zrobiło się niedobrze.
- Skoro mam was tu wszystkich to czas wymierzyć sprawiedliwość. Charles, podnieś ją. – znikąd pojawił się tajemniczy mężczyzna i podniósł Emily na nogi. Był może w moim wieku. – Droga siostrzyczko, zapłacisz mi za to, że odebrałaś mi dzieci. Wiesz, dlaczego mnie nie było córko? – spojrzał na mnie nadal trzymając przy sobie zapłakanego Jace’a. – Bo twoja ciotka uznała, że jestem psychicznie chory i wam zagrażam. Wsadziła mnie do szpitala dla czubków i wyjechała z wami do Japonii, żebym was nie znalazł. Wszystkim innym wcisnęła kit, że nie żyje. Kochana siostrunia, nie prawda? Trochę mi zajęło zlokalizowanie was, ale w końcu się udało. Postanowiłem wyniszczać was po trochu. Zacząłem od ciebie, córeczko. Julio idealnie się nadał. Rozkochał cie w sobie, a potem zranił i zostawił. Przeniesienie Emily do Barcelony to też moja sprawka. – zaczął wymieniać wszystkie zdarzenia, które zawsze wydawały mi się dziwne, ale ciocia nie chciała mi nic wyjaśnić. Teraz wszystko układało się w logiczną całość. – Wreszcie was odzyskałem i mogę odpłacić się siostrze pięknym za nadobne. Charles, przytrzymaj ją. – nadal trzymając mojego brata podszedł bliżej i wycelował bronią w głowę mojej cioci. – Teraz zobaczysz, że nie warto ze mną zadzierać. – nie mogłam na to pozwolić. Nadepnęłam Julio z całej siły w stopę, a ten krzyknął i puścił mnie To wystarczyło. Ruszyłam biegiem i skoczyłam przed ciocię i zbira, który ją trzymał. Usłyszałam strzał i poczułam ból w okolicach żeber. Syknęłam i upadłam na podłogę. Jace płakał, a wszyscy milczeli.


Ciężko mi się oddychało, ale mimo tego udało mi się podnieść do pozycji siedzącej, a potem wstać. Zobaczyłam, że bluzka przesiąka mi krwią. W głowie mi się kręciło, a ból sprawiał, że nie umiałam trzeźwo myśleć.
- Tego właśnie chciałeś? – spojrzałam na zszokowaną minę kogoś, kogo kiedyś mogłam nazwać moim ojcem. – Zostaw nas w spokoju i zniknij. – widziałam w jego oczach, że moje słowa go zabolały. – Bez ciebie jest nam lepiej. – zbliżyłam się jeszcze bardziej, a ten zrobił coś, czego bym się nie spodziewała. Przyłożył małemu pistolet do skroni.
- Nie podchodź, bo go zabije! To mój syn i zabieram go ze sobą! – wycofywał się, a w jego oczach czaił się obłęd. On rzeczywiście jest chory. – Charles, Julio zostawiam wam je do waszej dyspozycji. Mają tego nie przeżyć. – wyszedł z pomieszczenia. Chciałam za nim pobiec, ale poczułam ręce na gardle i ktoś przygniótł mnie do ściany.
- Nareszcie jesteś tylko moja. Mogę z tobą zrobić, co tylko zechcę. – oblizał się i zaczął mnie całować. Próbowałam mu się wyrwać, ale nie potrafiłam. Wraz z utratą krwi traciła również siły i koordynację. Łzy ciekły mi z oczu, kiedy uświadomiłam sobie jak to się skończy.
- Pomocy! – krzyknęłam, a on mocniej ścisnął moje gardło zabierając mi tlen.
- Na twoim miejscu siedziałbym cicho kochanie. – wysyczał i kontynuował obmacywanie mnie. Zerknęłam w bok, gdzie Charles bił Emily, a potem zaczął się do niej dobierać. Była nieprzytomna. Co z nami teraz będzie? Już straciłam wszelkie nadzieje, a ten bydlak zaczął zdzierać ze mnie ubrania, gdy usłyszałam szelest, a następnie strzał. Mój napastnik puścił mnie i upadł na podłogę. Charles leżał na ziemi skuwany przez policjanta kajdankami. Dwóch sanitariuszy przenosiło moją ciocię na nosze. W drzwiach stał drugi policjant trzymając broń. To on musiał strzelić. Koło niego pojawił się Cesc i Nando. Chciałam coś powiedzieć, ale z moich ust pociekła krew, a ja upadłam na kolana.
- Catherina! – krzyknął Fabregas i pobiegł do mnie. – Lekarza! – spojrzałam na niego i lekko się uśmiechnęłam, a potem straciłam przytomność.


Cesc:


Karetką na sygnale trafiliśmy do szpitala, a Cat i Emily trafiły na sale operacyjne. Trzymałem na kolanach zapłakanego Jace’a. Policji udało się dorwać bydlaka, który próbował go porwać. Bał się wszystkich i chciał zostać tylko ze mną. Obok mnie pojawił się Torres z dwoma kubkami kawy. Też bardzo się martwił o moją dziewczynę. Głaskałem małego po plecach, a ten w końcu zasnął wycieńczony całą tą sytuacją. Tak bardzo bałem się o moją Cathy. Jeśli ona.. Nie, nie mogę tak myśleć. Ona musi przeżyć. Blondyn poklepał mnie po ramieniu dodając mi otuchy. Dziękowałem Bogu za to, że mundurowi tak szybko zareagowali na moje wezwanie. Upiłem parę łyków ciepłego płynu i oddałem kubek przyjacielowi. Z sali wybiegła jedna z instrumentariuszek i zniknęła, a po chwili wracała z woreczkami krwi. Cholera, Catherinie się pogorszyło! Zamknąłem oczy i zacząłem się modlić. Nigdy tego nie robię, ale dzisiaj spróbuje wszystkiego. Wszystkiego, bo kocham ją i nie mogę jej stracić. Bo chce, żeby została moją żoną i matką moich dzieci. Moim światłem, nadzieją. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Skarbie, walcz.