***
Cesc:
Siedziałem przy łóżku Cat, od kiedy przywieźli ją z sali operacyjnej. Wyglądała tak krucho i bezbronnie podłączona do tych wszystkich urządzeń. Według lekarzy najbliższa doba zadecyduje o tym czy ona.. Nawet w myślach nie umiem tego wypowiedzieć. Po prostu musi przeżyć. Nie wyobrażam sobie życia bez niej. Trzymałem jej zimną, bladą dłoń w swoich. Łzy ciekły mi po policzkach, ale nie dbałem o to czy ktoś je zobaczy czy nie. Niedawno zjawili się Blanca i Fernando. Wyglądali na skłóconych, mimo to oboje przyszli tu dla niej. Dla mojej kochanej Cathy. Emily też jest po operacji. Victor i David siedząc z małym przy niej. Kiedy się dowiedzieli, co się stało przyjechali od razu. Czuli się winni, że Jace nie został z nimi dłużej tylko oddali go jego cioci. Nie wiem, kiedy koło mnie pojawił się Gerard i położył mi dłoń na ramieniu.
- Hej, jak się trzymasz?
- Ona musi przeżyć.. Jest silna, da radę. Dlaczego ja tam z nią nie poszedłem.. – obwiniałem się. Dlaczego posłuchałem tego dupka i zostałem?
- Cesc, to nie twoja wina. A Catherina przeżyje, bo to silna babka. – uśmiechnął się lekko. – Jedź do domu odpocząć, ja przy niej posiedzę. - pokręciłem tylko głową. Nie mogę jej zostawić. W każdej chwili może się obudzić. – Jeśli tylko coś się zmieni to zadzwonię. – ja jednak byłem uparty. Zostaje i kropka. Przyjaciel pokręcił głową zrezygnowany i usiadł obok.
***
Catherina:
- Wezwijcie lekarza! – to naprawdę on, mój ukochany. – Skarbie, spokojnie. Masz rurkę w gardle, ale zaraz ci ją wyjmą. – rurkę? Dopiero teraz przypomniałam sobie ostatnie wydarzenia. Ojciec, postrzał, Julio. Mój oddech przyspieszył i zaczęłam się dusić.
- Proszę się uspokoić. Tylko wtedy będę mógł wyjąć rurkę. – to pewnie lekarz. Starałam się złapać oddech i ponownie podniosłam powieki. Nade mną stał jasnowłosy mężczyzna, na około trzydziestoletni. – O wiele lepiej, a teraz proszę głęboki wdech. – wykonałam polecenie. – A teraz wydech. – wypuściłam powietrze i zaczęłam kaszleć, kiedy wreszcie pozbyłam się tego czegoś z mojej krtani. – Już po wszystkim. – zbadał mnie, sprawdził opatrunek i wyszedł. Czarnowłosy siedział i trzymał mnie za dłoń uśmiechając się.
- Tak się bałem.. Nigdy już cie nie zostawię. – otarłam kciukiem łzę spływającą po jego policzku. Bardzo się przejął. Musiało być ze mną źle. Pique wyszedł uśmiechając się do mnie.
- Nie obwiniaj się. Szybko zareagowałeś. – wychrypiałam. – Co z Emily? Jace się znalazł?
- Twoja ciocia jest po operacji, w sali obok, a mały siedzi przy niej. Nic mu nie jest. Facet, który chciał go porwać i jeden z jego ludzi siedzą w więzieniu czekając na proces. Już nie musisz się bać.
- Ten facet to mój ojciec… - zobaczyłam na jego twarzy wyraz szczerego zdziwienia. – To wszystko, co tam powiedział.. Zastanawiam się czy to prawda. Musze z nią porozmawiać. – podniosłam się, ale piłkarz mnie przytrzymał.
- Musisz leżeć. Jesteś po ciężkiej operacji. Przykro mi z powodu ojca. Nie miałem pojęcia. – ścisnął moją dłoń.
- Ja też nie. Muszę tam iść, proszę. – ten tylko westchnął wiedząc, że ze mną nie wygra.
- Ściągnę ją tutaj, okej? Ale ty się nie ruszasz z łóżka. – pogroził mi palcem i całując mnie w czoło, wyszedł. Gdy tylko zniknął, rozpłakałam się. Emocje wzięły górę. Jak mogła mnie tak oszukać? Moja ciocia, rodzina. Słysząc kroki, wytarłam policzki. Do pokoju wszedł mój kochany pchając wózek z Emily, a za nim szedł Jace z Victorem i Davidem.
- Ja mogłaś mnie tak oszukać? – zaczęłam bez ogródek. Byłam wściekła i rozżalona. – Wmawiać mi, że ojciec nie żyje. – do oczy podeszły mi łzy. – Gdyby nie ty to może to wszystko by się nie wydarzyło! Jace nie miałby traumy, a ja cholernej kulki w żebrach! - nie wytrzymałam i zaczęłam krzyczeć. Zignorowałam ból w żebrach. Mały schował się za chłopakami. – Sądzę, że powinnaś wyjechać.
- Catherina, daj mi wytłumaczyć. On był niezrównoważony psychicznie, mógł zrobić wam krzywdę. Musiałam coś zrobić. Nie pomyślałam, że tak może się to skończyć. – spuściła głowę. – Wyjazd jest dobrym pomysłem. Wyjedziemy wszyscy razem i zapomnimy o tym. Zaczniemy od nowa.
- Ty myślisz, że da się o czymś takim zapomnieć? Owszem, wy jedziecie. Ja nie. – spojrzała na mnie zaskoczona, a Jace podbiegł do mnie i przytulił się do mnie zapłakany.
- Ja nigdzie bez ciebie nie jadę siostrzyczko. – pojedyncza łza pociekła po moim policzku.
- Tak będzie lepiej braciszku. Ciocia się tobą zaopiekuje. Przecież będę cie odwiedzać i chłopaki też. – pogłaskałam go po główce.
- Dlaczego ty też nie możesz tam z nami być?
- Bo nie potrafię mieszkać z Emily, wiesz. Ale tobie będzie tam dobrze. – uśmiechnęłam się i pocałowałam go w czoło. Malec odsunął się, a potem podszedł do Fabregasa i pociągnął go za koszulkę, żeby ten się pochylił. Gdy ten wykonał prośbę, chłopczyk powiedział mu coś na ucho, a potem to samo powtórzył pozostałym dwóm zawodnikom i stanął koło wózka cioci.
- Będę się opiekował ciocią, obiecuje. – uśmiechnął się i otarł mokre policzki, a potem odwrócił wózek i pchając go wyszedł na korytarz. Za nim zniknęli piłkarze, pewnie, żeby mu pomóc.
- Tylko Emily jest powodem, dla którego chcesz tu zostać? – zapytał Cesc siadając na brzegu łóżka. Wyglądał na przygnębionego.
- Nie. Najważniejszym powodem jesteś ty. Nie mogłabym cie zostawić. Za bardzo cie kocham, głuptasie. – ten rozpromienił się i obejmując moje policzki dłońmi, czule mnie pocałował. Oddałam pocałunek obejmując go za szyję. Ten przyciągnął mnie do siebie pogłębiając pocałunek. Liczyliśmy się tylko my i nasza miłość. Uczucie, które było w stanie przezwyciężyć wszystko. Jak mogłabym go zostawić i wyjechać? W życiu. Zatraciłam się w jego cudownych ustach zapominając na chwilę o wszystkim, co bolesne i złe.
- Jesteś dla mnie wszystkim.. – wyszeptał i sięgnął do kieszeni spodni. – Wiem, że to powinno wyglądać inaczej, ale nie mogłem dłużej czekać. – wyjął czerwone pudełeczko i je otworzył. – Catherino Jurado Fierro, czy zostaniesz moją żoną? – zatkało mnie. Nie spodziewałam się tego.
- Tak. – powiedziałam po chwili i rozpłakałam się wtulając w jego silne ramiona. – Na zawsze tylko ty i ja. – chłopak wsunął na mój palec śliczny pierścionek i złożył na moich ustach delikatny pocałunek. Nagle do pokoju wtargnęli chyba wszyscy piłkarze Barcy i zaczęli bić brawo oraz gratulować. Wariaci. Pique podał Fabsowi wielki bukiet czerwonych róż, a te wręczył je mnie.
- Zdrowie przyszłych państwa Fabregas! – krzyknął Valdes i zaczęli rozlewać szampana, którego nawet nie wiem, kiedy przynieśli. Zaczęłam się śmiać i wtuliłam się w narzeczonego. I jak mogłabym stąd wyjechać? Nigdy w życiu. To jest mój dom i moja rodzina.
- To kiedy możemy się spodziewać małych Fabsiątek? – zapytał ze śmiechem Villa, a ja pokręciłam głową ze śmiechem.
- A ten tylko o jednym. – powiedział Cesc i rzucił w kumpla poduszką. – W swoim czasie. – pocałował mnie w czubek głowy, a ja wdychałam jego perfumy czując się szczęśliwa i bezpieczna. Nareszcie.
***
A no i przeżywam jak głupie i ryczę, bo mój biedny mąż kontuzjowany i przez 6 tygodni nie zagra ;c Zdrowiej mi szybko i wracaj! Animo Victor <3