czwartek, 29 sierpnia 2013

Rozdział 6: "- Może to, co zwykle Fabsiu?"

Witajcie. Notka w ogóle mi nie wyszła, przynajmniej ja tak czuje. Mam nadzieje, że mimo to ją przeczytacie i będzie się wam choć trochę podobać. Z obiecaną dedykacją dla Ewi;* Zastanawiam się nad założeniem nowego bloga. Co wy na to? Czytalibyście?

***
Po naszej wspólnej nocy kolejny dzień spędziliśmy razem. Zakupy, plaża, dobry obiad. Sergio wymyślił pomysł, żebyśmy wybrali się do klubu. Próbował przekonać Torresa i Blancę do przyłączenia się, ale oboje odmówili. Zauważyłam, że ostatnio mój chłopak często z kimś smsuje. Nie mam jednak zamiaru wypytywać go o szczegóły, ufam mu. Poza tym, nie należę do tego typu dziewczyn. Ubrana odpowiednio, z włosami spiętymi w luźnego koka, wyszłam przed dom gdzie przy aucie czekał Ramos. Okazało się, że nie był sam. Obok niego stało trzech mężczyzn i rozmawiali o czymś zawzięcie. Gdy zamknęłam drzwi, wszyscy się odwrócili. Dopiero teraz ich rozpoznałam. Piłkarze Realu: Ozil, Alvaro i Ronaldo. Za tym ostatnim nie przepadam, ale postanowiłam być miła. Podeszłam i przywitałam się z każdym po kolei. Sergio objął mnie i pocałował.
- Wyglądasz zjawiskowo. – wyszeptał, a palcami musnął moje nagie udo. Zadrżałam.
- Dziękuje. Nie mieliśmy iść sami?
- Mieliśmy, ale tak jakoś wyszło. Jesteś zła? – pokręciłam tylko głową i wsiadłam do samochodu od strony pasażera. Po chwili dołączył do mnie mój chłopak i odpalił silnik.

***

Byłam już po paru drinkach, oni po parunastu. Na szczęście ja mam mocną głowę. Tańczyliśmy trochę z Lobo, potem na parkiet zaciągnęli mnie Morata i Mesut. W końcu nieco zdyszana usiadłam przy barze. Piłkarze siedzieli przy naszym stoliku i pili kolejną kolejkę. Westchnęłam. Miałam ochotę znaleźć się z powrotem w domu, ale nie mogłam zostawić Sergio tutaj. Moje rozmyślania przerwały ręce na moich oczach. Odwróciłam się i machnęłam ręką. Usłyszałam jęk bólu i śmiech. Dłonie zniknęły, a ja ujrzałam Fabregasa rozcierającego policzek i śmiejącego się Pique.
- Boże, przepraszam cie. Po prostu wystraszyłeś mnie. Zrobiłam ci coś? – podeszłam do niego i przyjrzałam się jego twarzy. Jeden policzek miał czerwony. Uśmiechnął się.
- Nic się nie stało. W sumie to mi się należało. Za to straszenie no i piłkę. – przywitałam się z nim i Gerardem, a potem usiedliśmy wszyscy przy barze. – Co pijemy?
- Może to, co zwykle Fabsiu? – zapytał nadal rozbawiony obrońca. – Trzy razy tequile poproszę. – powiedział do barmana i wyszczerzył się. Gdy ten podał nam trunek wypiliśmy kolejkę. Potem następną i tak jeszcze kilka. Nawet nie liczyłam ile. Teraz dopiero poczułam tą ilość alkoholu w moim organizmie. Tańczyłam właśnie w ramionach Cesca, a Gerard zniknął jakiś czas temu. Nigdzie też nie widziałam mojego chłopaka i jego kumpli. Jednak w moim stanie coraz mniej się tym przejmowałam. W ramionach czarnowłosego czułam się bezpieczna. Jego seksowne dłonie spoczywały na mojej talii, a czekoladowe oczy wpatrywały się we mnie. Czułam się inaczej niż przy Ramosie. Bardziej rozluźniona i spragniona. I nie miałam tu na myśli alkoholu czy innego napoju. Chciałam dotykać każdej części jego ciała, wpatrywać się w jego oczy, czuć jego dotyk i zapach jego perfum. Jego jedna ręka powędrowała niżej i jego palce musnęły moje udo. To samo dziś zrobił Sergio. Tyle, że teraz czułam doznania związane z dotykiem o wiele bardziej i intensywniej. Zadrżałam, a moje pożądanie wzrosło. Boże, o czym ja w ogóle myślę? Odsunęłam się od niego w momencie, gdy z głośników zaczęła lecieć piosenka „Dreams”. Przebiegłam przez zatłoczony parkiet pełen przytulonych do siebie par i wpadłam na kogoś. Jakaś para całowała się przy schodach prowadzących na górę do kolejny loży. Chłopak odwrócił się, żeby coś powiedzieć i zamarł z pół słowa. To był Pique, a koło niego stała zarumieniona dziewczyna. Na oko w moim wieku, brązowowłosa o granatowych oczach. Jej włosy sięgały do łopatek. Miała na sobie małą czarną, a na nogach kremowe szpilki. Mimo to piłkarz Barcelony nadal górował nad nią wzrostem. Przeprosiłam ich, nim zdążył coś powiedzieć i weszłam na górę. Oparłam się o ścianę i zakryłam dłońmi twarz. Co się ze mną dzieje? Dlaczego takie myśli przychodzą mi do głowy? Może to przez alkohol? Zapewne tak. Mimo to czułam się paskudnie. Do oczu napłynęły mi łzy. Ktoś stanął przede mną. Czyjaś ręka dotknęła mojego ramienia. Odsunęłam dłonie. Przede mną stał Fabregas. Wyglądał na zmartwionego.
- Jeśli zrobiłem coś, czego nie powinienem to przepraszam.
- Nie, to nie ty. To moja wina. Bo widzisz.. – nie zdążyłam jednak powiedzieć, o co dokładnie mi chodzi, bo ktoś odepchnął ode mnie brązowookiego. Zobaczyłam Ramosa. Był kompletnie pijany i ledwo trzymał się na nogach, ale w oczach miał coś dziwnego. Gniew?
- Zostaw moją kobietę Fabregas, bo nie ręczę za siebie! Znajdź sobie własną! – złapał Cesca za koszulę i popchnął go na ścianę. Później uderzył go i zaklął trzymając się za rękę. Podbiegłam do nich i stanęłam przed Lobo osłaniając sobą gracza Barcy.
- Uspokój się Sergio, jesteś pijany. Idź i wytrzeźwiej. – byłam zła. Piosenka Eminema, która właśnie leciała dodała mi trochę odwagi. Odepchnęłam piłkarza Realu.
- Kochanie, dlaczego ty mnie odpychasz? Już mnie nie kochasz? No chodź się przytulić. - przyciągnął mnie do siebie mocno chwytając mnie za nadgarstek, zabolało. Próbowałam mu się wyrwać, ale nadaremno. Fabregas chyba chciał mi pomóc, ale coś, a raczej ktoś go powstrzymał. Odwróciłam głowę. Trzymali go wstawieni Ronaldo i Alvaro. Ozila nie widziałam. Ramos odwrócił mnie do siebie i mocno pocałował. Tak mocno, że aż zabolało. Wyrywałam mu się, ale on tylko ścisnął mocniej przegub mojej ręki. Popchnął mnie na ścianę i drugą ręką gładził moje nagie udo.
- Sergio! Uspokój się! – mogłam krzyczeć ile chciałam, ale to na nic. Słyszałam krzyki Cesca i śmiechy kumpli Ramosa. Ręka mojego chłopaka powędrowała pod moją sukienkę. Teraz to dopiero przegiął. Uwolniłam jedną z rąk i odepchnęłam jego dłonie. Już miał mnie zablokować, gdy ktoś pociągnął go za tył koszulki. Stałam sparaliżowana i zszokowana. Nie wiem kiedy pojawił się Gerard, dziewczyna z którą się całował, David Villa i Victor Valdes. Fabregas właśnie uderzył Lobo i miał to zrobić znowu, ale Villa go powstrzymał wskazując głową na mnie. Chłopak jakby się opamiętał i spojrzał na mnie. Z nosa i wargi ciekła mu krew, koszulę miał wymiętą i podartą w paru miejscach. Na policzku miał siniaka. Koło mnie znalazł się Valdes. Nie wiem, czemu ale w tamtym momencie nie byłam zszokowana tym, że jeden z moich ulubionych piłkarzy stoi przede mną i uśmiecha się pocieszająco. Osunęłam się na ziemię. Ostatnie, co pamiętam to ból głowy przy upadku na podłogę.



środa, 21 sierpnia 2013

Rozdział 5: "Mieliśmy iść na kolację i prawie udało nam się na nią wyjść."

W rozdziale jest jedna scena +18. Takie tylko ostrzeżenie. Co do rozdziału to piszcie co myślicie, bo czuje, że coś mi nie wyszedł :( Z dedykacją dla Ewi kochanej <3
***

 - Żartujesz! – powiedziała zdziwiona Blanca. Siedziałyśmy u niej na łóżku, z piwem w dłoni i rozmawiałyśmy o moim dzisiejszym dniu. – Widziałaś trening Barcelony i poznałaś ich nowego trenera? Niewiarygodne! Ale szczęściara z ciebie.
- No, a potem dostałam piłką od Cesca Fabregasa. – jeszcze bardziej rozszerzyła oczy. – Przeprosił mnie i w ramach przeprosin dał mi prezent. A na pożegnanie pocałował mnie w policzek.
- Oj dziewczyno, teraz wiesz jak to jest spotkać swojego idola. – uśmiechnęła się. – A co dostałaś od Fabregasa?
- Nie wiem, kazał mi rozpakować prezent w domu. – wzruszyłam ramionami. – A właśnie, jak tam spotkanie z Torresem? Bo jeszcze się nie chwaliłaś.
- Rozmawialiśmy, byliśmy na spacerze. Był miły, ale nic więcej. – domyślałam się, o co chodzi przyjaciółce.
- Chciałaś, żeby coś zaiskrzyło?
- Może, z resztą to niemożliwe. On jest sławny i przystojny. Może mieć każdą. – posmutniała.
- Ale ty to nie każda. Jesteś wyjątkowa i myślę, że on to dostrzegł. – pogłaskałam ją po plecach.
- To, co mam robić, skoro on potraktował mnie jak fankę, a nie materiał na dziewczynę.
- Pokaż mu, czego chcesz. Faceci zwykle się nie domyślają, o co chodzi.
- Podsunęłaś mi pomysł, dziękuje. – pocałowała mnie w policzek. – Jesteś kochana.

***
Wieczorem nareszcie wróciłam do domu. Byłam zmęczona i głodna, a do tego cały czas myślałam o Ramosie. Usiadłam na łóżku i wyjęłam telefon. Wykręciłam jego numer. Po trzech sygnałach odezwał się jego głos.
- Tak, słucham?
- Hej, mówiłeś, że mogę zadzwonić w każdej chwili.
- Catherina! Oczywiście, że możesz dzwonić. Zawsze. Co się stało?
- Chciałam odpowiedzieć na twoje dzisiejsze pytanie. Tak.
- Naprawdę się zgadzasz? – w jego głosie słychać było nieskrywaną radość.
- Tak. Do zobaczenia. – to mówiąc rozłączyłam się.

***
Minęły dwa tygodnie. Codziennie widywałam się z Sergio. Czasami tylko na chwilkę, kiedy indziej spędzaliśmy cały dzień razem. Udało mi się nawet zorganizować podwójną randkę z Torresem i Blancą. Jednak po efekcie widziałam, że to był nietrafiony pomysł. Nando nadal zachowywał się wobec niej grzecznie. Muszę wymyślić coś innego. Wracając do mojego piłkarza. No właśnie, czy można nazwać go moim? Muszę go o to zapytać. Każda randka z szatynem była wspaniała i zaskakująca. Z nim nie da się nudzić czy smucić. Siedziałam właśnie u siebie i postanowiłam nadrobić zaległości na stronie internetowej mojej firmy. Przeglądając rzeczy, które były ułożone w stercie przy  łóżku zobaczyłam dwie paczki. Jedna z nich była prezentem od Fabregasa, którego nadal nie otwarłam. A drugą dostałam jakiś czas temu kurierem. Postanowiłam zacząć od tej drugiej. Otwarłam pudełko i siedziałam z otwartymi ustami. W środku były dwie koszulki El Nino. Jedna z Chelsea, a druga z reprezentacji Hiszpanii. Do tego trzy zdjęcia z autografami. Kolejne do mojej kolekcji. Posiadałam zbiór autografów, koszulek piłkarzy czy innych rzeczy, które dostałam od sław, z którymi współpracowałam. Zdjęcie z każdym z nich zamieszczam na stronie razem z prezentem, który od nich otrzymałam. Odłożyłam prezenty na bok i otwarłam tajemnicze pudełko piłkarza Barcelony. W środku także była koszulka. Jego koszulka z Barcy z numerkiem 4. Od zawsze marzyłam o tym, żeby założyć koszulkę mojego idola. Do tego pachniała nim, jego perfumami. Przytuliłam do niej twarz i zatraciłam się w magicznym zapachu. Później sięgnęłam po resztę zawartości. Zdjęcie z dedykacją: „Dla Catheriny. Mam nadzieje, że mi wybaczysz tą sytuację z piłką. Mam nadzieje, że jeszcze uda mi się Ciebie zobaczyć. Cesc Fabregas. „ Siedziałam wmurowana przez dobre pięć minut. W końcu się ocuciłam i założyłam strój Cesca. Wzięłam aparat i zawołałam Emily. Gdy przyszła podałam jej go.
- Zrobisz mi zdjęcia na stronę? – ta tylko kiwnęła głową z uśmiechem i zaczęła cykać mi fotki. Potem zmieniłam zestaw „4” na zestaw „9”. Ciocia śmiała się z mojej małej sesji. Właśnie chciałam zdjąć niebieską koszulkę Nando, gdy ktoś zadzwonił do drzwi.
- Otworzę. – pobiegłam do drzwi i otwarłam. Stał w nich Ramos i uśmiechał się od ucha do ucha. Wszedł i obejmując mnie w talii złożył na moich ustach czuły pocałunek.
- Dobry wieczór skarbie. – wymamrotał tuż przy moich ustach. – Czyżbyś zmieniła faceta? Wolisz blondynów? – nadal nie wiedziałam, o co mu chodzi. – Masz na sobie koszulkę Nando.
- Bo ją dostałam i robiłam zdjęcia na stronę. – pokręciłam głową ze śmiechu. – A co, zazdrosny?
- Oczywiście. – kolejny pocałunek. Na ramieniu miał przewieszoną torbę sportową. Pewnie jest prosto po treningu. Weszliśmy do salonu, a tam Sergio zajął się rozmową z Jacem, który akurat grał w fifę. W tym czasie musiałam wybrać odpowiedni strój na kolację z piłkarzem Realu. W końcu zdecydowałam się na sukienkę i wysokie szpilki. Włosy lekko upięłam i zrobiłam lekki makijaż. Wyszłam, a chłopaki akurat rozgrywali mecz na konsoli. Gdy Sergio mnie zobaczył odłożył pada i wstał. Wyglądał na oniemiałego. Podszedł do mnie.
- Wyglądasz.. wyglądasz cudownie, pięknie, wspaniale.. To i tak za mało, żeby powiedzieć jak olśniewająco i czarująco się prezentujesz. – Nachylił się nade mną. – I bardzo seksownie. – wymruczał mi do ucha. Przeszedł mnie dreszcz. – Chodź, pojedziemy jeszcze do mnie, bo ja też muszę się przebrać.
- Dobrze, choć to niepotrzebne. – pożegnałam się z rodziną i wyszliśmy.

***
Mieliśmy iść na kolację i prawie udało nam się na nią wyjść. No właśnie, prawie robi wielką różnicę. Poszliśmy do sypialni i usiadłam na łóżku czekając, aż chłopak się przebierze. On jednak po chwili wrócił, ale w samych czarnych dżinsach. Gdy zobaczyłam jego tors to głos ugrzązł mi w gardle. Był taki umięśniony i pociągający, że miałam ochotę całować każdy jego skrawek. Wstałam i zbliżyłam się do chłopaka. Nasze usta się zetknęły, a moje ręce instynktownie pobiegły do jego klatki piersiowej i brzucha. Muskałam palcami jego ciało, a jego przeszły dreszcze. Nie wiem, kiedy zostałam przygwożdżona do ściany przez silne ramiona. Objęłam chłopaka nogami w pasie i poczułam jak się podniecił. Zaczął całować moją szyję, a ja pozbyłam się szpilek i majtek. On ściągnął spodnie i bokserki. Następnie sprawnym ruchami pozbył się mojej sukienki i stanika. Ustami dawał rozkosz moim ustom, a palcami pieścił moje sutki, które stwardniały pod jego dotykiem. Jęknęłam cicho, a ten uśmiechnął się i delikatnie wszedł we mnie. Zaczął się powolny taniec naszych ciał. Nasze oddechy były urywane. Objęłam rękami jego szyję, a ten rozpuścił moje włosy. Wtulił w nie twarz, a rękami dotykał każdy skrawek mojego ciała. Piersi, żebra, brzuch, plecy, pupę, uda. Moja rozkosz rosła. Postanowiłam podkręcić go jeszcze bardziej. Podgryzłam płatek jego ucha, paznokciami drapiąc go po plecach. Jęknął, a ja całowałam jego szczękę, szyję, obojczyki wbijają mu długie paznokcie w plecy. Doszedł powtarzając moje imię, a ja po chwili dołączyłam do niego wyginając się w łuk i krzycząc jego imię. Zaniósł mnie na łóżko i kładąc się na mnie znów zaczął mnie całować.
- Czyżby druga runda? – udało mi się powiedzieć, miedzy kolejnymi pocałunkami. Zaśmiał się.
- A co, masz dość? – na ustach błąkał mu się huncwocki uśmiech.
- Chciałbyś. Uwierz, tak cię wymęczę, że będziesz miał mnie dość.

***
Leżeliśmy w jacuzzi, a Ramos masował mi plecy. Było trochę po północy, a my byliśmy wykończeni.
- Jesteś lepsza niż najcięższy trening. – pocałował mnie w kark. – Jeszcze nie miałem tak ognistej dziewczyny.
- A to jednak jestem twoją dziewczyną? – zaśmiał się.
- A ty nadal masz wątpliwości? – oparłam się o niego. – Jesteś moja, a ja twój.
- Tak. – wyszeptałam i przymknęłam oczy. Trwaj chwilo, trwaj oby najdłużej.



niedziela, 18 sierpnia 2013

Rozdział 4: "(...) Nie zauważyłam, że w moją stronę leci piłka."

Obudził mnie głos cioci. Otworzyłam oczy i spojrzałam na szatynkę stojącą nad moim łóżkiem ze zmartwioną miną.
- Jak dobrze, że się obudziłaś. Zaczynałam się już niepokoić.
- Ile spałam? – czułam się jak po przebudzeniu ze snu zimowego. Na szczęście nic mi się nie śniło.
- 36 godzin. Już chciałam dzwonić po karetkę.
- Spokojnie Emily, musiałam odespać te 48 godzin. Wszystko jest okej. – uśmiechnęłam się do niej lekko. Podniosłam się i powoli wstałam z łóżka przeciągając się. – Ktoś do mnie dzwonił?
- Tak, ale przełożyłam twoje zlecenia.
- Dziękuje. W takim razie pójdę do łazienki i zrobię z siebie człowieka. – już otwierałam drzwi łazienki, gdy usłyszałam głos cioci.
- Ktoś na ciebie czeka. – od razu wiedziałam, o kogo może chodzić.
- Kto taki?
- Sergio Ramos. – Emily nie umiała powstrzymać wyrazu ekscytacji w oczach. No tak, przecież jest jej idolem.
- Idę do łazienki, nie ma mnie. – to mówiąc zamknęłam drzwi i odkręciłam kurek z ciepłą wodą. Dodałam różanego płynu do kąpieli i gdy wanna była pełna zanurzyłam się w wodzie. Tego mi właśnie było trzeba. Ramos, czego ty ode mnie chcesz? Westchnęłam i zamknęłam oczy.
Po kąpieli postanowiłam iść coś zjeść. Ubrana tylko w dość krótki szlafrok, mokre włosy opadały mi na ramiona. Wyszłam z pokoju i stanęłam w miejscu. W salonie, na kanapie, siedział El Lobo. Ubrany był w szary T-shirt i granatowe szorty. Włosy miał rozczochrane i wyglądał, jakby od wczoraj nie spał. Gdy mnie zobaczył wstał i zaraz był przy mnie.
- Wszystko w porządku? Długo spałaś. – lekko się uśmiechnął.
- Długo tutaj byłeś? – zaskoczyła mnie jego troska.
- Od wczorajszego popołudnia siedziałem tutaj, trochę u ciebie w pokoju. – zna mnie jeden dzień, a martwi się o mnie jakbyśmy się znali od zawsze. Usiadłam obok niego.
- Dziękuje za troskę, ale już wszystko okej. A tobie przydałby się sen. – ten pokręcił głową. – Nie kłóć się, tylko idź spać. – dotknęłam dłonią jego policzka. Zaskoczyłam go. Spojrzałam mu w oczy i pocałowałam go. Objął mnie w talii i odwzajemnił gest. Jego usta były takie miękkie, słodkie i seksowne. Ich dotyk sprawiał, że moje ciało przechodziły dreszcze. Odsunęłam się od niego, żeby zaczerpnąć tchu. Szczerzył się do mnie.
- A to, za co? – zapytał zaciekawiony.
- Za troskę. A teraz idź spać. – podniosłam się i poszłam do kuchni. Nalałam sobie do kubka herbaty z cytryną i usiadłam na jednym ze stołków barowych.
- Catherina, czy to znaczy, że dostanę szansę? – wszedł za mną i usiadł naprzeciwko.
- Szansę, na co?
- Na poznanie cie lepiej, zaopiekowanie się tobą. – widać było, że zależy mu na tym.
- Ledwo się znamy. Ja nie wiem. Boje się, że jesteś z tych, którzy zmieniają dziewczyny po wspólnie spędzonej nocy. – westchnęłam i wpatrzyłam się w swoje dłonie. Ujął je w swoje. Spojrzałam na niego.
- Nie jestem. Pewnie każdy tak mówi, ale ja nie kłamię. Możesz zapytać Nando. Proszę, pozwól mi się poznać. – już miałam coś powiedzieć, lecz do pomieszczenia wpadł Jace, a z nim Emily. W rękach mieli torby z zakupami.
- Przeszkodziliśmy w czymś? – zapytała, a piłkarz pokręcił głową.
- Nie, nie. Właśnie się zbierałem. Zaraz mam trening.  – nachylił się nad stołem, pocałował mnie w czoło, po czym wyszedł. Westchnęłam. Dał mi czas do namysłu. Muszę dobrze go wykorzystać. Wzięłam kartkę, na której ciocia napisała mi zmiany w zleceniach. Na dzisiaj miałam dwa plus dwa zaległe. Zapowiadał się długi dzień.

***
Było już późne popołudnie, kiedy uporałam się z trzema z czterech zleceń. Byłam głodna i zmęczona. Na szczęście, to już ostatnie miejsce na dzisiaj. Spojrzałam na smsa z adresem i zdziwiłam się. Adres wskazywał stadion Camp Nou. Wzruszyłam ramionami i wsiadłam do auta. Po dziesięciu minutach byłam na miejscu. Może trafi mi się coś ciekawszego niż chrzciny, wesele i sesja nowonarodzonego dziecka. Wchodząc na stadion miałam dziwne przeczucia. Zrobiło się chłodniej niż rano i trochę marzłam w moim stroju. Weszłam na stadion, a następnie na murawę, z torbą przewieszoną przez ramię. Rozpuszczone włosy falowały na wietrze. Gdy zbliżyłam się do ławek sędziowskich zobaczyłam piłkarzy. Grali mecz, ale bardziej się bawili niż ciężko trenowali. Przy jednej z ławek stał Gerardo Martino. Na mój widok lekko się uśmiechnął i podszedł do mnie. Uścisnęliśmy sobie dłonie.
- Ty jesteś pewnie naszym dzisiejszym fotografem? Spodziewałem się raczej mężczyzny, ale to dla mnie i chłopców będzie miła odmiana. Zapraszam. – wskazał boisko gdzie biegali piłkarze.
- A jakie zdjęcia pan sobie życzy? – boże, rozmawiam z trenerem Barcelony. Starałam się zachować pokerową twarz i nie pokazać jak bardzo jest ucieszona ta sytuacją. Widzę drużynę, której kibicuje od małego! Jestem na ich treningu! Nadal nie umiem w to uwierzyć. Może mnie ktoś uszczypnie? – teraz z meczu, każdego z osobna, grupowe?
- Wszystkie. Liczę na twoje pomysły i doświadczenie. Zostawię, więc to w twoich rękach. – kiwnęłam głową i wyjęłam mój sprzęt. Zaczęłam iść za bramkami, wkoło boiska, aby z każdej strony uchwycić grających. Robiąc zdjęcia wygłupiającym się Valdesowi i Daniemu, nie zauważyłam, że w moją stronę leci piłka. Poczułam ból w okolicach prawej łopatki i upadlam. Dobrze, że zasłoniłam aparat i ten nie ucierpiał. Zaklęłam cicho, a po chwili poczułam jak silne dłonie chwytają mnie za ramiona i podnoszą do pozycji stojącej. Już chciałam krzyknąć na tego kogoś i zapytać gdzie ma oczy, gdy zobaczyłam, kto to jest. Moje serce zrobiło fikołka w powietrzu. Przede mną stał sam Cesc Fabregas. Nie umiałam złapać tchu, a serce biło się w mojej piersi jak uwięziony ptak.
- Bardzo przepraszam, nie chciałem trafić w ciebie. – miał przepraszający wyraz twarzy. – Nic ci nie jest?
- Nie. – wreszcie udało mi się wykrztusić. – Na szczęście wszystko ok, tylko łopatka trochę boli.
- To wszystko przez wygłupy z Pique. – pokręcił głową. – Mogę ci to jakoś wynagrodzić,..
- Catherina. Catherina Jurado. – podałam mu rękę. Uśmiechnął się.
- Catherino. Ładne imię. Nawet wiem, co by cie uszczęśliwiło, poczekaj tutaj. – to mówiąc pobiegł do szatni. Z daleka zobaczyłam Gerarda Pique, który pomachał przepraszająco. Uśmiechnęłam się na znak, że wybaczam. Napastnik nie wracał, więc dalej robiłam zdjęcia. Widząc aparat, cała drużyna zaczęła robić głupie miny i głupieć jeszcze bardziej niż wcześniej. Zaczęłam się śmiać. Ktoś zakrył mi oczy dłońmi.
- Zgadnij, kto to. – ten seksowny głos poznałabym wszędzie. Jego dotyk sprawił, że po moim ciele przeszły ciarki.
- Mój niedoszły wybawiciel? – ręce zniknęły, a przed sobą ujrzałam czarnowłosego. Uśmiechnął się, a ja się rozpływałam.
- Zgadłaś. No, więc mam coś dla ciebie. Mam nadzieje, że to zrekompensuje ci obolałą łopatkę. – podał mi pudełko rozmiaru A4. – Ale otwórz je w domu. – uśmiechnął się łobuzersko i nawet nie wiem, kiedy pocałował mnie w policzek. – Muszę wracać do gry. Mam nadzieje, że jeszcze się spotkamy, Catherino. – pobiegł do reszty, a ja stałam sparaliżowana. Cesc Fabregas właśnie pocałował mnie w policzek i dał mi prezent! W ciągu trzech dni znam piłkarzy, których uwielbiam i cenię. Jak to się dzieje? Spojrzałam na zegarek. Było już po dwudziestej, a chciałam jeszcze wpaść do Blanci. Zapakowałam aparat i biorąc paczkę, pożegnałam się z trenerem, pomachałam piłkarzom i wyszłam ze stadionu.  Wsiadłam do samochodu i siedziałam tak z jakieś pięć minut nim udało mi się dojść do siebie. Czułam się jak w jakimś śnie. Ruszyłam i po niecałych piętnastu minutach parkowałam pod rezydencją Camposów. Musiałam opowiedzieć przyjaciółce o tym zwariowanym dniu. Oby było takich więcej.




***
Przepraszam za tą notkę. Taka krótka i jakaś nijaka. Ale Następne będą lepsze, obiecuje! Całusy :)

sobota, 17 sierpnia 2013

Rozdział 3: "- Piękne to zdjęcie. Nie myślałaś kiedyś o modelingu?"

Otworzyła nam mama Blanci. Widząc chłopaków stojących obok mnie zrobiła wielkie oczy, po czym bez słowa wpuściła nas do środka.
- Blanca! Zejdź tu! – krzyknęła i zniknęła w salonie. Po chwili drzwi na górze otworzyły się, a po schodach zbiegła rudowłosa. Stanęła jak wryta.
- Cat, czy to.. to.. – nie umiała skończyć zdania.
- Fernando Torres. – wyciągnął do niej rękę. – Ty musisz być Blanca. – uśmiechnął się. Przyjaciółka uścisnęła jego dłoń.
- Zgadza się. Nie wierze, że tu jesteś. Jakim cudem? – nadal była zszokowana. – Cat, czy ja śnie? – pokręciłam głową. – Jak go tu ściągnęłaś?
- To niespodzianka dla Ciebie. Wiem, jak bardzo chciałaś poznać swojego idola, a Nando sam to zaproponował. – wyszczerzył się do mnie, po czym wziął zielonooką za rękę i zaprowadził do ogrodu. Usiedli i zaczęli rozmawiać. Zrobiłam im zdjęcia i porozmawiałam chwilę z rodzicami rudej. Sergio zaczął kopać piłkę z Jace’m. Ich też sfotografowałam. Malec zawołał mnie, więc odłożyłam aparat na ogrodowy stolik i razem z bratem kopałam piłkę. Szło mi nawet całkiem nieźle. Zajęta grą nie zauważyłam, że nie ma Ramosa. Odwróciłam się, żeby go poszukać i oślepił mnie błysk flesza. El Lobo stał z moim aparatem i szczerzył się do mnie
- Piękne to zdjęcie. Nie myślałaś kiedyś o modelingu? – pokazał mi zdjęcie, które zrobił. Nawet ciekawie wyszłam.
- Nie, nie myślałam. Wolę być poza zasięgiem obiektywu.  – chciałam odebrać mu mój sprzęt, ale ten podniósł go do góry utrudniając mi zadanie. Mimo, że jestem wysoka to nie potrafiłam dosięgnąć jego dłoni. Chłopak wykorzystał sytuację i wolną ręką objął mnie w talii przyciągając do siebie. Przestałam się rzucać i spojrzałam na niego zaskoczona. Nawet  nie wiem, kiedy nachylił się nade mną i złożył na moich ustach delikatny pocałunek. Chciałam go odepchnąć jednak oddałam pocałunek i odsunęłam się od niego.
- Puść mnie. – powiedziałam stanowczo, a on widząc moją minę wykonał polecenie i oddał lustrzankę. Spakowałam ją do torby i podeszłam do brata.
- Chodź Jace, wychodzimy. – malec widząc, że jestem podenerwowana, posłusznie ruszył za mną przez dom, aż do drzwi frontowych.
- Catherina, a może zostaniesz z bratem na obiedzie? – w drzwiach kuchni stanął tata Blan.
- Dziękuje panu, ale musimy już iść. Może następnym razem. Do widzenia. – uśmiechnęłam się i szybko przeszłam do auta. Dopiero, kiedy postać piłkarza zniknęła mi z oczu, odetchnęłam z ulgą. Co się ze mną dzieje?

***

Stałam w kuchni smażąc naleśniki na obiad. Włączyłam radio i nuciłam sobie znane mi piosenki. Czynności wykonywałam mechanicznie, a w głowie cały czas siedział mi obraz całującego mnie Ramosa. Dlaczego aż tak to mną wstrząsnęło? Może, dlatego, że dawno z nikim nie byłam. Poza tym żaden z moich związków nie trwał długo i kończył się źle dla moich partnerów. To przez moją pierwszą miłość, która mnie zraniła. Byłam na wakacjach na Majorce, to było jakieś dwa lata temu. Miał na imię Julio. Był starszy, przystojny, inteligentny i zabawny. Zaczęło się od niewinnego flirtu na plaży. Potem spotkanie przy kawie, wspólna kolacja, spacer po plaży w świetle księżyca. Piękny miesiąc. Pocałunki i przytulanie przestały nam wystarczać, pieszczoty także. W końcu przekonał mnie. Jednego wieczoru przygotował pokój. Ozdobił go płatkami róż, świecami. W kącie stało radio, z którego leciała muzyka. Zrobił nastrój i dałam się przekonać. Przespałam się z nim. Bolało, ale później to minęło i było wspaniale. Był dobry w te klocki. Jego ciało było idealne, umięśnione i bardzo seksowne. Wszystko było cudownie, byłam przeszczęśliwa. Jednak to, co piękne zwykle szybko się kończy. Kiedy obudziłam się następnego dnia, jego już nie było. Zostawił mnie i wyjechał bez słowa. Przy okazji mnie okradł, lecz tym przejęłam się najmniej. Złamał mi serce. Wróciłam do Japonii załamana i bez chęci do życia. Dopiero mój braciszek wyciągnął mnie z tego. Zajęłam się nim i zdjęciami, nie umawiałam się z nikim. A jeśli już to byli na chwilę, a następnie zamieniałam ich na następnych. Wiem, byłam okropna, ale zranił mnie i tym się kierowałam. Dopiero teraz rozumiem, jaka była ze mnie jędza.  Robiłam tym chłopakom to, co on zrobił mnie. Pocałunek piłkarza przypomniał mi o tym. Boję się, ale nie siebie tylko jego. Boje się, że zawróci mi w głosie jak Julio, a potem zrani. Wygląda mi na taki typ. Drugi raz nie pozbieram się po czymś takim. Dam sobie z nim spokój i zajmę się pracą. Skończyłam smażyć ostatniego naleśnika i wyłączyłam gaz. Zawołałam malucha na obiad, a sama zjadłam szybko i poszłam do swojego pokoju. Wzięłam prysznic i usiadłam z laptopem na łóżku. Wyjęłam z aparatu kartę pamięci i włożyłam ją do komputera. Musiałam przerzucić wszystko, żeby zrobić miejsce na kolejną partię fotografii. Do pokoju ktoś zapukał, a po chwili drzwi się otworzyły i ukazała się w nich głowa Emily.
- Wróciłam, dzięki za naleśniki. - odparła. Widać było, że jest zmęczona po całym dniu w sądzie.
- Nie ma, za co. To dobrze, że wróciłaś, bo mogę iść spać.
- Powinnaś i to obowiązkowo. Dobranoc Cat. - to mówiąc zamknęła drzwi do mojej sypialni.
- Dobranoc Emily. – laptop leżał po jednej stronie łóżka, a ja ułożyłam się po drugiej i gdy tylko przyłożyłam głowę do poduszki, zasnęłam.



środa, 14 sierpnia 2013

Rozdział 2: "To nie wiarygodne, że taki przystojny, sławny piłkarz flirtuje właśnie ze mną."

Kolejna noc nieprzespana. Tym razem nie z powodu koszmarów, a rozmów z Blancą. Kiedy powiedziałam jej o sesji z Torresem zrobiła wielkie oczy, a potem zaczęła mnie błagać, żebym zabrała ją na kolejne spotkanie z piłkarzem. Nie wspomniałam o autografie, bo chciałam zrobić jej niespodziankę. Dziewczyna nie mogła odżałować, że nie wzięłam go dla niej, ale mimo to w jej oczach czaiły się iskierki podniecenia. Ona naprawdę go kocha i ubóstwia.
Po zjedzonym śniadaniu, udałyśmy się do jednego z większych centrów handlowych w Barcelonie. Potrzebowałam nowych, letnich ubrań. Kiedy skompletowałyśmy swoje garderoby, usiadłyśmy w naszej ulubionej kawiarni i zamówiłyśmy po wielkiej filiżance cappuccino. Od kiedy przyjaciółka dowiedziała się o Torresie cały czas wypytuje mnie o to jak było, jaki on był, co mówił itp. Cierpliwie odpowiadałam na jej pytania i cieszyłam się jej podekscytowaniem. Dzień zapowiadał się całkiem przyjemnie.

***

Najchętniej spędziłabym cały dzień z przyjaciółką, ale obowiązki wzywały. Odwiedziłam firmę Nike, podpisałam to, co musiałam, po czym jak najszybciej się stamtąd wydostałam. Miałam zamiar załatwić wszystkie pilne sprawy i zabrać się z Jace'm i Blancą na plażę. Potrzebuje trochę złotej opalenizny. Po załatwieniu formalności wróciłam do apartamentu. Braciszek bardzo się ucieszył na mój widok.
- Cat! – krzyknął i rzucił mi się w objęcia. – Był kurier z paczką dla ciebie. Ciocia odebrała i zostawiła w twoim pokoju. – uśmiechnął się.
- Dziękuje za informację Jace. – pocałowałam go w czoło. – A ty, jak spędziłeś dzień?
- Oglądałem powtórkę meczu Barcy z Realem, a potem sprawdzałem, kiedy jest najbliższy mecz na Camp Nou. – uśmiechnęłam się. Mój mały fan.
- I kiedy jest? Bo w końcu musisz zobaczyć nasz piękny stadion. – słysząc moje słowa zrobił wielkie oczy.
- Zabierzesz mnie na mecz?! - zapytał z radością.
- No oczywiście, że tak. Takiego wielkiego fana trzeba zabrać na nasz piękny stadion. – przytulił się do mnie.
- Jesteś kochana! Dziękuje!
- Wiesz, że dla ciebie wszystko braciszku. - kiedy on był szczęśliwy to i ja byłam. - A teraz mam dla ciebie bojowe zadanie. - dodałam z uśmiechem.
- Słyszę, że zajmiesz się młodym. – do pokoju weszła Emily. – Miałam mieć wolne, ale wyszła jakaś nagła sprawa.
- Jedź, nie ma problemu. Do wieczora mam już dla nas plany. – uśmiechnęła się z wdzięcznością i biorąc teczkę poszła założyć buty.
- Dziękuje Cat, do wieczora. – ucałowała mnie, potem małego i wyszła.
- No, więc? Jakie to zadanie? – dopytywał się chłopczyk.
- Pojedziesz ze mną wybrać dla nas auto. Co ty na to? A potem zrobimy zakupy i pojedziemy na plażę. – Jace zaczął skakać wokół mnie ze szczęścia. Najbliższy salon samochodowy znajdował się niedaleko, więc ruszyliśmy spacerkiem w jego stronę.

***

Po obejrzeniu parunastu samochodów, zdecydowałam się najnowsze BMW, czwarta seria Coupe.
Gdy wsiadłam do niego od razu wiedziałam, że musi być mój. Jace’owi również się spodobał. Kiedy sfinalizowałam transakcję, pojechaliśmy na zakupy, a potem do domu. Wzięłam prysznic, przebrałam się w nowe bikini, a na nie założyłam sukienkę. Na nogi założyłam japonki, a do torebki włożyłam nasze ręczniki, butelkę wody, telefon, aparat oraz kluczyki z auta i klucze z apartamentu.

***

Zaparkowałam na parkingu niedaleko plaży i razem z bratem ruszyliśmy na miejsce, w którym umówiłam się z rudowłosą. Nigdzie nie było widać mojej przyjaciółki. Rozłożyliśmy koc, zdjęłam sukienkę i buty. Malec też ściągnął bluzkę i spodenki. Nie czekając na rudą, wbiegliśmy do morza, śmiejąc się. Zaczęliśmy się chlapać, aż w końcu wylądowaliśmy w wodzie. Cali przemoczeni wyszliśmy na piasek. Owinęłam braciszka ręcznikiem, a drugim wycierałam mu włosy. Nawet nie zauważyłam, że ktoś za mną stoi. Zorientowałam się dopiero po oniemiałej minie Jace’a. Odwróciłam się i spojrzałam zaskoczona na mężczyzn stojących tuż obok. Przede mną stał Torres i szczerzył się do mnie. Obok niego dostrzegłam Sergio Ramosa. Stałam teraz równie zaskoczona, co mój brat.
- Hej. Co tutaj robisz? – może to pytanie zabrzmiało głupio, ale nic innego nie przyszło mi do głowy. Czułam na sobie wzrok piłkarzy. No tak, przecież stoję przed nimi w mokrym bikini.
- Hola moja pani fotograf. No jak to co, przyszliśmy popływać i się poopalać. – rozłożyli rzeczy koło naszych. – A ty pewnie musisz być tym wielkim fanem, o którym słyszałem. – przykucnął przy Jace’sie. Mały tylko kiwnął głową. Po chwili, jakby pewniejszy siebie zaczął omawiać z piegusem ostatnie mecze Chelsea. Uśmiechnęłam się na ten widok. Podszedł do mnie zawodnik Realu i przywitał się ze mną.
- Nando bardzo sobie ciebie chwali. – zaczął Ramos i uśmiechnął się. Ten jego zniewalający uśmiech. – Kiedy mogę umówić się z tobą na sesję?
- W każdym momencie. Muszę tylko znaleźć dla ciebie miejsce w grafiku. – odpowiedziałam zaczepnym głosem. W końcu, kto mi zabroni poflirtować? Trochę rozrywki mi się przyda. Wyjęłam z torebki wizytówkę i podałam Sergio. – Zadzwoń i umów się.
- Nie musisz mi tego dwa razy powtarzać.  – chciał jeszcze coś dodać, ale został zawołany przez mojego brata. Dołączył do niego i roześmianego Fernando. Ja położyłam się na swoim ręczniku i wyjęłam telefon. Gdzie się podziewa Blanca? Niech lepiej zjawi się jak najszybciej, to uda jej się poznać swojego idola. Napisałam do niej smsa i dopiero teraz dostrzegłam nieodebrane połączenie. Postanowiłam oddzwonić. Może to nowe zamówienie. Postanowiłam, że oddzwonię później. Wyjęłam aparat z torebki i zaczęłam robić chłopakom zdjęcia. Chciałam, żeby mały miał jakąś pamiątkę po tym spotkaniu. Widząc, co robię, piłkarze i Jace zaczęli robić głupie miny i śmieszne pozy. Śmiejąc się kontynuowałam zajęcie. Kiedy znudziły im się zdjęcia, postanowiłam sfotografować morze i krajobraz. Usłyszałam „Love Me Again” i szybko odebrałam telefon. Okazało się, że to ruda. Stwierdziła, że rodzice dali jej szlaban z jakiegoś błahego powodu i nie może pojawić się na plaży. Kiedy chciałam jej powiedzieć, kto tu ze mną jest nagle urwało się nam połączenie. Syknęłam i ponownie wykręciłam numer przyjaciółki. Włączyła się poczta głosowa. Westchnęłam.
- Co się dzieje? – usłyszałam tuż przy uchu głos Sergio.
- Moja przyjaciółka miała tu być, ale jednak nie może przyjechać. Ona uwielbia Torresa i chciałam, żeby go poznała. W końcu to jej największe marzenie.
- To da się zrobić. – powiedział El Nino, który pojawił się koło nas. – Gdzie mieszka?
- Mówisz poważnie? - zapytałam zaskoczona.
- Oczywiście. Polubiłem cie i przysługa dla ciebie to dla mnie przyjemność. Ramos, jedziesz ze mną? – Lobo tylko kiwnął głową. Blondyn spojrzał na mnie. – To może jedź przodem, a ja pojadę za tobą? - zapytał, a ja kiwnęłam głową. Pozbierałam rzeczy moje i brata, po czym ruszyliśmy do auta. Gdy otwarłam drzwi samochodu usłyszałam gwizd podziwu.
- Masz świetne auto. Najnowsze BMW. Klasa. – to zawodnik Realu podziwiał mój nowy zakup. – Jest szansa, że kiedyś mnie nim przewieziesz?
- Kto wie, kto wie. – odparłam kokieteryjnie. To nie wiarygodne, że taki przystojny, sławny piłkarz flirtuje właśnie ze mną.



Rozdział 1: "- Jesteś modelką, z którą mam pozować?"

Siedziałam ze słuchawkami w uszach i stukałam palcami i stopami do rytmu moich ulubionych kawałków. Teraz leciał System Of A Down – „Aerials”. Jace spał na siedzeniu obok oparty głową o ramię śpiącej Emily. Ja nie potrafię spać w czasie podróży. Wiem, że ciocia nie jest zadowolona z planu podróży, który wybrałam. W końcu, gdybym zgodziła się na samolot już dawno bylibyśmy na miejscu. Ja jednak powiedziałam sobie, że nigdy nie wsiądę do samolotu. Nie po tym, co spotkało tatę. Zdecydowałam, że będziemy podróżować autokarami i pociągami. To trzeci i ostatni dzień naszej trasy Japonia – Hiszpania. Nareszcie, bo świra można dostać od tej nieprzerwanej jazdy. Przynajmniej mogłam porobić zdjęcia pięknych widoków, które miałam okazję zobaczyć za oknem. Pokupowałam też pocztówki dla siebie i Blanci. To był zwyczaj mój i mamy. Kiedy byłam mała, dużo podróżowaliśmy i kupowała dla mnie z każdego miejsca widokówkę. Tłumaczyła, że dzięki nim będę mogła, gdy dorosnę, powspominać nasze, rodzinne wyprawy. Nadal robię to, co ona, choć dochodzą do tego jeszcze fotografie, które sama wykonuję.
Można powiedzieć, że jestem dziewczyną pochodzącą z różnych zakątków świata. Od kiedy przyszłam na świat, moi rodzice dużo podróżowali. Urodziłam się w Paryżu i tam mieszkałam przez pięć lat, potem moim domem stało się Rio de Janeiro. Niestety mieszkaliśmy tam tylko przez dwa lata. Kolejnym i trafionym wyborem była Barcelona. Osiedliliśmy się i nareszcie mogłam budować trwałe relacje z innymi. Mój tata był rodowitym Hiszpanem, a mama Francuzką.
Moje rozmyślania rozwiał kolejny mocny kawałek „B.Y.O.B.”. Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Wyjęłam jedną słuchawkę z ucha.
- Co jest Jace? Dlaczego nie śpisz? – zapytałam z troską, głaszcząc brata po głowie. Wyciągnął w moją stronę mój telefon.
- Dzwoni już chyba piąty raz. –ziewnął i przeciągnął się.
- Przepraszam, że cię obudziłam. Śpij dalej. – to mówiąc wzięłam od małego telefon i spojrzałam na wyświetlacz. Pracownicy Nike nadal próbowali się ze mną skontaktować. Zaklęłam w myślach. Tato, dlaczego ty mi to zrobiłeś? Ojciec w testamencie zapisał mi firmę na własność i teraz, chcąc nie chcąc, jestem jej szefem. Nigdy nie było to moim marzeniem, ale niestety życie potrafi namieszać. Nadal nie do końca potrafię odnaleźć się w sprawowaniu tak odpowiedzialnej funkcji, co bardzo mnie frustruje. Postanowiłam, że skontaktuje się z firmą kiedy dotrzemy do celu naszej podróży.
- Nie obudziłaś mnie. Już się wyspałem. – powiedział Jace i uśmiechając się, przytulił się do mnie. – Długo jeszcze będziemy jechać?
- Już niedługo. Za godzinę powinniśmy być na miejscu. - odparłam i odwzajemniłam uśmiech.
- Dlaczego nie śpisz? Znów dręczą cię koszmary? – zapytał mój bardzo spostrzegawczy brat. Przed nim nic nie da się ukryć. Dostrzega czasami więcej niż powinien i to mnie martwi. Pokiwałam głową i pogłaskałam małego po ręce.
- Nie martw się kochany. - miałam nadzieję, że tak właśnie będzie. Co jakiś czas śniły mi się koszmary. Większość z nich dotyczyła śmierci taty. Katastrofa samolotu, morze krwi i jego twarz z bólem wymalowanym na twarzy. Ostatnio zdarzały mi się codziennie. Przez nie, podczas podróży, nie zmrużyłam oka. Te dwa dni, bez choćby drzemki, dawały mi się we znaki. Czułam się wykończona. Mam nadzieję, że kiedy wrócę do ukochanej Hiszpanii, moje koszmary znikną.
Zaczęłam układać sobie plan dnia. Po przyjeździe miałam pierwsze zlecenie, a do tego chciałam spotkać się z przyjaciółką, której od tak dawna nie widziałam. Jestem fotografem na zlecenia. Śluby, chrzciny, przyjęcia, imprezy, sesje zdjęciowe sław. Zajmuję się tym od trzech lat. Wcześniej miałam swoją jednoosobową firmę w Japonii, a teraz postanowiłam przenieść ją do Katalonii. Wczoraj dzwoniła agentka sławnego piłkarza i umówiłam się z nią na dzisiejsze popołudnie. Z tego co mówiła ta kobieta, jej podopieczny nie przepada za fotografami i sesjami zdjęciowymi. Oby zmienił zdanie, bo nie miałam siły na czyjeś gwiazdorzenie.

***

Po dotarciu na miejsce ulokowaliśmy się w apartamencie, który wynajęłam tydzień przed naszym wyjazdem z Tokio. Zjadłam trochę pizzy, którą zamówiła Emily, po czym zamknęłam się w jednej z trzech łazienek. Napuściłam do wanny dużo gorącej wody, dolałam płynu do kąpieli i zanurzyłam się w rozgrzewającej kąpieli. Zamknęłam oczy czując jak moje mięśnie się rozluźniają. W radiu, które włączyłam leciała piosenka Olly’ego Murs'a. Jedna z moich ulubionych piosenek. Po kąpieli ubrałam się w zwiewną sukienkę, a na nogi założyłam szpilki. Włosy przeczesałam i zostawiłam rozpuszczone. Jestem fanką naturalnego makijażu, więc pomalowałam się delikatnie i ubrałam ulubioną biżuterię. Na ramię zawiesiłam torbę ze sprzętem potrzebnym mi do pracy. Była dość ciężka, ale taki los fotografa. Gdy, zamówiona wcześniej, taksówka była, pod apartamentowcem, zjechałam windą na dół i wyszłam przed budynek. Odetchnęłam ciepłym powietrzem i wsiadłam do  auta z uśmiechem na ustach. Wróciłam do domu, nareszcie.

***

Okazało się, że jestem przed moim dzisiejszym „modelem”. Rozpakowałam i ustawiłam sprzęt, po czym napisałam smsa do Blanci, że jestem już w Barcelonie. Właśnie chowałam telefon do torebki, gdy usłyszałam kroki i fragment rozmowy.
- Shirley, nie potrzebna mi kolejna sesja zdjęciowa.. Po co mi to? Jestem od kopania piłki, a nie siedzenia przed aparatem. – narzekał mężczyzna.
- Och, przestań. Zachowujesz się jak dziecko. Sesje zdjęciowe to najlepsza promocja. A tobie rozgłosu nigdy za wiele. – odpowiedziała kobieta. Odwróciłam się w stronę głosów i stanęłam jak sparaliżowana. Do pokoju wszedł nie, kto inny, tylko Fernando Torres, a z nim jego agentka, Shirley. To z nią umawiałam się przez telefon. Piegus spojrzał na mnie lekko zaskoczony, lecz po chwili uśmiechnął się i podszedł do mnie. Mój chwilowy szok minął i odwzajemniłam uśmiech.
- Jesteś modelką, z którą mam pozować? – zapytał ze śmiechem i wyciągnął do mnie dłoń. – Fernando Torres.
- Catherina Jurado. Nie jestem modelką tylko fotografem, z którym będziesz dzisiaj współpracować. – chłopak zrobił wielkie oczy i spojrzał najpierw na mnie, a potem na czarnowłosą kobietę stojącą koło niego.
- Dlaczego nie wspominałaś, że zatrudniłaś TAKĄ panią fotograf? – zapytał, akcentują słowo „taką”. – Gdybym wiedział, to bym tak nie marudził. – zaśmiałam się po cichu i kiedy kobieta wyszła zabraliśmy się do pracy. Mówiłam piłkarzowi jak ma się ustawić, zmieniałam ustawienie światła itp.  Kiedy zarządziłam przerwę, usiadł koło mnie na kanapie i oboje popijaliśmy kawę przyniesioną przez Shirley.
- Wiesz, jesteś inna niż wszyscy fotografowie, z którymi do tej pory współpracowałem. - odparł z ulgą.
- Dlatego, że jestem dziewczyną? - zapytałam ze śmiechem.
- To pewnie też dlatego. Ale ty, chyba jako jedyna, mną nie dyrygujesz i jesteś dla mnie miła. Inni potrafili krzyczeć, że psuje ich wizję i mam humorki. – westchnął i opierając się o mebel założył ręce za głowę. – Nie lubię, kiedy ktoś mówi mi, co mam robić.
- A, kto to lubi? Coś wiem na ten temat. W sumie, taką mam pracę. Robię to, co inni mi karzą. Ale nie jest tak źle. - oparłam się o kanapę i spojrzałam na mojego rozmówcę.
- Nie tylko to cię różni. Dziwię się, że jeszcze nie pytałaś o autograf czy zdjęcie ze mną. Rozmawiasz ze mną jak z każdym innym człowiekiem. Lubię takie osoby. – widać było, że mówi szczerze. Zrobiło mi się miło, że ktoś ceni mój profesjonalizm i kulturę osobistą. Uśmiechnął się, a trzeba przyznać, że jest na co popatrzeć. Gdyby moja przyjaciółka zobaczyła jak on teraz się uśmiechnął, to chyba by zemdlała z wrażenia. Torres jest jej największym idolem jeśli chodzi o piłkarzy. Od kiedy się znamy mówi tylko o nim.
- Właściwie, to miałabym do ciebie prośbę. Mam nadzieję, że nie stracę w twoich oczach. - spojrzał na mnie zainteresowany. - Potrzebuje dwóch autografów dla wiernych kibiców. Da się coś z tym zrobić? – zaśmiał się i pokręcił głową.
- A jednak! Wiedziałem, że jednak trochę mnie lubisz. Jesteś moją ukrytą wielbicielką? - zapytał nadal szczerząc się do mnie.
- Wielbicielką niekoniecznie. Podziwiam twoje umiejętności sportowe, ale nie o mnie tu chodzi. Moja najlepsza przyjaciółka jest twoją zagorzałą fanką. - odparłam, a ten zamyślił się.
- Rozumiem. Chętnie napisze dla niej autograf. Tyle, że o ile się nie mylę mówiłaś o dwóch autografach. Dla kogo ten drugi? O ile mogę się dowiedzieć oczywiście. – zrobił zaciekawioną minę i czekał na moją odpowiedź.
- Dla mojego ośmioletniego brata, Jace'a. - odpowiedziałam.
- Załatwione. Dostaniesz trzy, bo przecież ty też musisz mieć jakąś pamiątkę po naszym spotkaniu. – powiedział i zrobił śmieszną minę. Po chwili podniósł się i sięgnął po sportową torbę leżącą koło kanapy. – Przygotuje dla ciebie niespodziankę. Dziękuję za sesję, ale muszę już lecieć. Trening czeka. Będę cię polecał kolegą po fachu. - dodał i żegnając się, wyszedł. Uśmiechnęłam się do siebie i zajęłam się pakowaniem sprzętu.

***

Muszę przyznać, że piłkarz Niebieskich jest milszy niż się spodziewałam. Najbardziej zaskoczył mnie, całując mnie w oba policzki na do widzenia. Stwierdził, że zostaje jego nowym fotografem. Kolejny stały klient bardzo mnie ucieszył. Ziewnęłam i wysiadłam z taksówki tuż pod domem Blanci. Zapłaciłam kierowcy i ruszyłam przez ogród do drzwi frontowych. Nawet nie zdążyłam zapukać, gdy drzwi otworzył mój kochany rudzielec i rzucił mi się na szyję. W oczach miałam łzy szczęścia.
- Nawet nie wiesz jak tęskniłam! – krzyknęła, ucałowała mnie w oba policzki i pociągnęła do środka. Zapowiadała się długa noc spędzona na rozmowie i piciu dobrego wina.




wtorek, 13 sierpnia 2013

Prolog.

Siedząc w moim pokoju, w japońskim domku na przedmieściach Tokio, nigdy nie spodziewałabym się, że moje życie tak diametralnie się zmieni. Od małego interesowała mnie fotografia. To moje życie, które uwielbiam. Aparat jest moim najlepszym przyjacielem, a zdjęcia chwilą zapomnienia. Moim największym marzeniem od zawsze było podróżowanie po najpiękniejszych i najciekawszych zakątkach świata i ich fotografowanie. Z pieniędzmi nie było problemu, ponieważ mój tata miał swoją firmę, znaną na całym świecie. Mianowicie, był właścicielem Nike. Wszystko się zmieniło, kiedy jego samolot, którym leciał na konferencje, rozbił się. To było sześć lat temu, ale nadal bardzo to przeżywam. Teraz zostałam sierotą, która zajmuje się swoim młodszym bratem. Parę dni temu skończył osiem lat. Nie pamięta taty, ale jemu również jest ciężko. Moja mama zmarła przy porodzie Jace'a. Od tamtego czasu ojciec wychowywał nas sam. Po jego śmierci przenieśliśmy się do mojej chrzestnej, siostry taty. Ciocia mieszka w Japonii. Ciężko było nam opuścić ukochaną Hiszpanię i przenieść się na inny kontynent. Nie znając języka, obyczajów i nie mając tam nikogo poza Emily. Musiałam porzucić moje marzenia i dotychczasowe życie, aby zająć się braciszkiem. Nie żałuje tego, bo kocham tego malca i chcę dla niego jak najlepiej. Kiedy dorastał wpajałam mu miłość do Hiszpanii i wszystkiego, co z nią związane. W końcu jesteśmy rodowitymi Katalończykami. Od czterech lat ogląda ze mną każdy mecz FC Barcelony i razem głośno im kibicujemy. Jego idolami są David Villa i Victor Valdes. Gdy mieszkałam w Barcelonie, byłam na każdym meczu. Teraz, niestety, mogę je oglądać tylko w telewizji i internecie. 

***

Nareszcie nadszedł ten dzień, wracam do mojej słonecznej Barcelony. Tak mi jej brakowało. Zostawiłam tam moich znajomych i rodzinę, ale przede wszystkim najlepszą przyjaciółkę, Blancę. Przez te sześć lat kontaktowałyśmy się tylko internetowo i telefonicznie. Stęskniłam się za moim rudzielcem. Brakowało mi naszych wspólnych wypadów na mecze, wygłupów, wycieczek i tego wszystkiego, co razem robiłyśmy. Dlaczego wracamy? Emily, moja ciocia, zostaje przeniesiona na stałe do kancelarii w Hiszpanii. Jest prokuratorem, lecz mimo swojej czasochłonnej pracy stara się spędzać z nami jak najwięcej czasu. 

Tak, więc to już jutro!

Barcelono, przybywam!